sobota, 28 marca 2015

Udany start w Lęborku

Cześć!
           
            Dzisiaj pojechałem do Lęborka, aby po raz kolejny wystartować w miejscowym Grand Prix biegów przełajowych. Ten start miał dać odpowiedź, jaka jest moja dyspozycja po Mistrzostwach Polski i czy słaby bieg w niedzielę był tylko potknięciem.


            Na starcie stanęli między innymi - faworyt zawodów Tadeusz Zblewski, Błażej Król czy Mariusz Borychowski. Znając styl biegania moich rywali, spodziewałem się spokojnego początku i stopniowego podkręcania tempa - nie myliłem się. Po starcie zająłem miejsce na czele, tuż za Tadkiem. Już po pierwszym kilometrze uformowała się czołowa grupa biegaczy, złożona z w/w zawodników oraz dwóch czy trzech juniorów. Pierwsze koło było spokojne, ale zegarek z GPS-em, który zabrałem ze sobą już wskazywał, że drugi kilometr był szybszy od pierwszego. Stopniowo czołówka zaczynała się wykruszać. Pod koniec 2. pętli wyszedłem na prowadzenie i zacząłem miarowo przyspieszać. Na szczęście dzisiaj czułem się dobrze, stąd decyzja o wyjściu na czoło stawki. Na ostatnie koło wbiegałem jako pierwszy. Wtedy doskoczył do mnie Tadek Zblewski, który zdecydował się równym, szybkim tempem wypracować sobie bezpieczną przewagę, aby nie doszło do krótkiego finiszu. Niestety na kilkudziesięciometrowym wzniesieniu wyrobił sobie przewagę, która nie uległa już zmianie aż do mety. Zawody zakończyłem na 2. pozycji, jednakże jestem całkiem zadowolony z mojej dzisiejszej postawy. Przede wszystkim wygląda na to, że łapię powoli świeżość, której zabrakło w niedzielę na Mistrzostwach Polski. Na koniec podaję poszczególne pełne kilometry z dzisiejszego biegu (trasa ma nieco ponad 6 km), według wskazania mojego Polara: 3:17 3:10 3:09 3:05 3:02 3:01.

piątek, 27 marca 2015

Relacja z Przełajowych Mistrzostw Polski w Iławie

Cześć!
            Nadszedł czas na krótkie podsumowanie mojego startu na Mistrzostwach Polski w przełajach, które w tym roku odbywały się w Iławie.

            Zacznijmy od trasy, która była całkiem ciekawa. Biegi rozgrywane były na 1 - kilometrowej pętli, o trawiastej nawierzchni. O takiej trasie mówi się zwykle, że jest "techniczna" - było kilka zbiegów, a także kilka wzniesień, a także 2 - 3 zakręty o kącie ok. 180 stopni. Wobec tego konieczna była ciągła zmiana rytmu biegu, co wpływało na widowiskowość rywalizacji. Szkoda tylko, że głównymi widzami byli trenerzy i inni zawodnicy...

            Przed biegiem zaplanowałem sobie, że zacznę spokojnie, a na dystansie będę systematycznie przesuwał się do przodu. Takie rozwiązanie idealnie sprawdziło się w Krakowie, więc liczyłem, że i tym razem przyniesie dobre efekty. Same założenie okazało się trafione, jednak tego dnia nie to było moim problemem.

            Niestety, w dniu startu nie było gazu w nogach. Sezon halowy i mocna robota wykonana w ostatnich tygodniach mocno dała mi się we znaki. Wprawdzie kilka dni przed samymi zawodami nie odczuwałem zmęczenia, jednak już podczas biegu odczuwałem duże problemy z utrzymaniem tempa biega. W zasadzie od samego początku biegłem napięty, a prędkość biegu sprawiała mi problem. Dla mnie bieg skończył się już po 2 km, czyli w połowie dystansu. Na trzecim kole poczułem, że już słabnę, musiałem zmienić styl biegu, "zejść" z biegu na śródstopiu, na bieganie przez całą stopę, po prostu nie miałem już siły żeby utrzymać "moją naturalną" technikę biegu. Wbiegając na ostatnie koło w zasadzie już dogorywałem, efektem czego zostałem na ostatnim kilometrze wyprzedzony przez bodaj 3 lub 4 zawodników. Nawet zerwanie się na ostatnich 150/200 metrach nic nie dało - nie byłem w stanie na końcu doskoczyć do dwóch zawodników którzy biegli dosłownie metr, dwa przede mną. W efekcie zająłem słabe, 16. miejsce.

            W zasadzie można dopatrywać się kilku przyczyn słabej dyspozycji. Przede wszystkim przekonałem się, że bardzo trudno jest mieć dwa szczyty formy w krótkim odstępie czasu. Sezon halowy, a w szczególności bieg na 1500 m i wynik 3:54 było chyba 110 % tego, co powinienem osiągnąć na hali. Po Halowych Mistrzostwach Polski czułem się bardzo zmęczony, a dosłownie tydzień później zaczęliśmy ostrą robotę do przełajów. Niestety organizm nie zdołał się po tym wszystkim zregenerować, czego efektem był nieudany start w przełajach. Myślę, że w przyszłym roku z pewnością trzeba będzie z czegoś zrezygnować i prawie na 100 % będzie to hala. Zresztą niewielu było zawodników startujących i na hali i w przełajach, a jeszcze mniej, którym udało się te dwie rzeczy dobrze połączyć. A w zasadzie była to tylko jedna osoba - Tadeusz Zblewski, który na przełajach zajął bardzo wysokie 5. miejsce. Nie ma jednak co się załamywać, bo zapewne efekty ciężkiej pracy wykonanej do tej pory dadzą efekt na kolejnych startach.


            Najbliższy bieg mam już jutro w Lęborku, gdzie będę rywalizował na 6 km przełajowej trasie, a potem, już po Świętach w na podobnym dystansie także w biegu Szpęgawskim. 

piątek, 20 marca 2015

Zakończenie City Trial 2014/2015

Cześć!

            To będzie krótki wpis informacyjny. Z uwagi na konflikt terminów, zmuszony będę ponownie odpuścić ostatni już start z cyklu City Trial. Niestety Mistrzostwa Polski w przełajach odbywają tego samego dnia co zawody rozgrywane w Gdyni...

            Nigdy nie ukrywałem, że moim celem jest prowadzenie rywalizacji na najwyższym możliwym dla mnie poziomie, a ponadto dla mnie osobiście każde Mistrzostwa Polski mają absolutny priorytet. Właśnie dlatego musiałem odpuścić 5 bieg z cyklu City Trial w Gdańsku - w tym czasie startowałem na Halowych Mistrzostwach Polski w Toruniu.

            Formalnie, wciąż mam szanse na wygranie całego cyklu - startowałem 4 razy i byłem odpowiednio: 1,1,2,1. Mój konkurent oraz dobry kolega Michał Rolbiecki, który wciąż ma szanse na wygranie cyklu, musi w ostatnim biegu wygrać i pobiec mój rekord trasy wynoszący 16:38. Co ciekawe, okazało się, że moje jedno potknięcie (czyli 2 miejsce), ma znaczenie w ostatecznym rozrachunku, bo otwiera drogę Michałowi do wygrania cyklu. Cóż, w sporcie tak jest, że wygrywa mocniejszy, a ja jeśli nie wygram, będę mógł mieć pretensje tylko do siebie, że moja dyspozycja nie była na tyle równa, aby zapewnić sobie zwycięstwo już po czterech biegach. Mimo to bardzo się cieszę, że w styczniu mimo zatrucia zdecydowałem się jednak pobiec, bo jak się okazuje, mógłbym wcale nie być nawet sklasyfikowany w cyklu!


            Uważam, że nie możemy denerwować się na rzeczy, na które nie mamy wpływu, tak więc ze spokojem poczytam jak ułoży się rywalizacja na zawodach w Gdyni. Wszystkim startującym wypada więc życzyć dobrej dyspozycji i satysfakcji z ukończenia cyklu i osiągniętych rezultatów, a Michałowi życzę ponadto rekordu trasy. Do zobaczenia jesienią! 

sobota, 14 marca 2015

Raport z marca

Cześć!

            Ostatnie trzy tygodnie po sezonie halowym, zapowiadały się pod znakiem krótkich przygotowań do Przełajowych Mistrzostw Polski. W zasadzie podbudowa mięśniowo - szybkościowa jest już zrobiona dzięki startom na hali, także teraz wystarczyło tylko się podbić, no i co najważniejsze - wypocząć.

            Dla mnie osobiście start na krótkim dystansie w przełajach bardzo przypomina bieg na 3000 m, który biegałem w hali, czyli od początku mocno do przodu, bo dystans relatywnie krótki i zapewne nikt nie będzie się oglądał za siebie. Mam nadzieję, że dzięki startom na hali, nawet szybkie otwarcie biegu nie da mi się za mocno we znaki.

            Tymczasem po zakończeniu Halowych Mistrzostw Polski, mieliśmy z Danielem jeden lżejszy tydzień, przeznaczony na regenerację i złapanie oddechu. Natomiast potem, przez dwa tygodnie mieliśmy w planie ciężką robotę, składającą się przede wszystkim z trzech akcentów w tygodniu, a także niezliczonej ilości rytmów - łącznie w ciągu dwóch tygodni mieliśmy wykonać przeszło setkę. W zasadzie poza dwoma luźniejszymi dniami, całe dwa tygodnie były bardzo ciężkie. W poniedziałki wykonywaliśmy siłę biegową, w środę tysiące, a w sobotę crossa. Można śmiało powiedzieć, że nogi nie nadążały się regenerować, kiedy zaczynał się kolejny akcent. Mimo ciężkich przejść w pierwszym tygodniu, w drugim już biegało mi się już dużo lepiej. Być może to zasługa tej dużej ilości rytmów, ale o wiele lepiej łapałem odpowiednią kadencję kroków, dzięki czemu lepiej szło na tysiącach w środę i na crossie w dniu dzisiejszym. Co ważne, drugi tydzień, mimo że nogi były już zmęczone, udało mi się każdy akcent wykonać dużo szybciej, niż tydzień wcześniej, z czego można być zadowolonym. Tym niemniej, zdecydowanie najbardziej jestem zadowolony z tego, że te dwa tygodnie dobiegły już końca! Zresztą dziś po treningu musiałem udać się na krótki spoczynek, ale niech jako dowód jak ciężki był dziś trening stanowi fakt, że ostatecznie nie udało mi się zasnąć, a wszystko przez... bolące nogi. Wprawdzie jutro jest jeszcze w planie luźne wybieganie, ale to śmiało można potraktować jako wypoczynek. Następny tydzień to już luzowanie, no i wisienką na torcie będzie start MP w przełajach.

            Nie ukrywam, że miło by było wywalczyć co najmniej taką samą lokatę jak w zeszłym roku, kiedy byłem 5. Na pewno lekko nie będzie, ale na pocieszenie pozostaje fakt, iż z całą pewnością w chwili obecnej jestem mocniejszy i szybszy. Być może i tym razem przyda się moja mocna końcówka, bo na imprezach tej rangi zwykle jest bardzo ciasno, a odległości pomiędzy zawodnikami wpadającymi na metę - minimalne. Pewne jest jednak to, że łatwo skóry nie sprzedam.


            

poniedziałek, 23 lutego 2015

Halowe Mistrzostwa Polski w Toruniu - raport

Cześć!

            Dzisiaj obiecana relacja z Halowych Mistrzostw Polski, które w weekend odbyły się w Toruniu. Dla mnie był to bardzo pracowity weekend, bo w sobotę startowałem na 1500 m, a w niedzielę na 3000 m. Na obu dystansach zapowiadało się bardzo mocne bieganie, bo średnia jeżeli chodzi o poziom biegów pod dachem mocno wzrosła, co w mojej opinii wynika wprost z poprawy infrastruktury w naszym kraju.


            Na 1500 m jechałem z myślą o poprawie rekordu z niedzieli, czyli połamanie bariery 3:54. Po niedzieli byłem szczerze przekonany, że przy bardzo podobnym biegu będę w stanie wytrzymać ostatnie koło dużo lepiej niż poprzednio. Zawodnicy startujący na "półtoraka" zostali rozdzieleni na 2 serie - pierwsza składała się z właściwie wszystkich, którzy osiągnęli minimum na Halowe Mistrzostwa Europy, a w drugiej została ustawiona cała reszta. Dla mnie taki układ był optymalny, bo mogłem przewidywać, że tempo pierwszego kilometra będzie oscylowało w granicach 3:33/34, czyli tak jak w poprzednim biegu. Z takiego kilometra dobry zawodnik jest w stanie pobiec 3:47/48, więc przewidywałem że jak zamknę grupę, będę mógł podjąć próbę pobicia PB. Mniej więcej po 500 m zaczęły się jednak schody. Biegło mi się bardzo ciężko i z trudem utrzymywałem kontakt z grupą. Kilometr pokonałem w ok. 2:36 i wtedy byłem już sekundę za prowadzącymi. Mimo podejmowanych prób nogi tego dnia odmawiały współpracy. Skończyło się na rozczarowującym 3:58... Czas kiepski, w ciągu kilku dni w biegach rozgrywanych praktycznie w takim samym tempie osiągnąłem zgoła różne wyniki. Na marginesie muszę dodać, że seria w której biegłem okazała się tą szybszą, gdyż lepsi zawodnicy z pierwszej serii chyba zbyt zajęli się rywalizacją między sobą i zapomnieli, że w drugiej będą startowali zawodnicy na poziomie ok. 3:48... Skończyło się na tym, że cała medalowa trojka została wyłoniona w drugiej serii. Dla mnie było to jednak marne pocieszenie, bo wtedy stwierdziłem, że do startu na 3000 m muszę podejść z dużą pokorą, bo ewidentnie zaliczałem spadek formy.


            Bieg na 3000 m, który planowany był na 2 serie, został jednak rozegrany w jednym biegu. Na kresce miało więc stanąć 16 zawodników, wśród których kilku legitymowało się wynikami poniżej 8:00, albo w granicach tego rezultatu. Także i tym razem spodziewałem się szybkiego biegu, bo przypuszczałem, że kilku zawodników, którzy zostali wyeliminowani ze startu na Mistrzostwach Europy na 1500 m, będzie chciało powetować sobie porażkę próbą zrobienia minimum na 3000 metrów. Jakiekolwiek jednak były powody, trzeba przyznać, że tempo biegu było bardzo mocne. 16 osobowa ekipa zawodników szybko rozciągnęła się na jakieś 30 metrów, idealny pociąg do szybkiego biegania. Czołówka kręciła tempo na złamanie 8:00, cała reszta próbowała utrzymać się za nimi. Ja starałem się nie szarpać, ustawiłem się niemalże na końcu stawki, a i tak pierwsze "500" było za szybko... Na zawodach tej rangi trzeba być jednak gotowy na szarpane tempo, albo mocne początki. Brak tolerancji dużych prędkości zwykle oznacza niepowodzenie i bardzo wolną końcówkę biegu, co w rezultacie przekłada się na końcowy wynik. Ale wracając do samego biegu - po cichu liczyłem na bieganie poniżej 8:20 (przynajmniej tak sądziłem w niedzielę tydzień wcześniej), jednak w czasie zawodów starałem się biec możliwie równo i nie marnować sił na rwanie tempa. Czułem się lepiej niż dzień wcześniej - rano widziałem się jeszcze z moją Menadżerką i partnerką w jednej osobie - Dorotką, dzięki której do startu podszedłem zrelaksowany i zmotywowany. Trudno było jednak walczyć, kiedy przychodzi dołek formy... Na pocieszenie pozostawał fakt, że udało mi się stoczyć dobrą walkę z jednym z zawodników, który na dystansie kilkukrotnie mnie wyprzedzał, na 200 m ścigaliśmy się, aby ostatecznie wpaść na metę ok. 0,2 sekundy przed nim. Czas, który jest jednocześnie moją nową bezwzględną życiówką wynosi od wczoraj 8:25,29. Wystarczyło to do zajęcia 9. miejsca. Przyznam, że liczyłem na lepszy wynik, ale przynajmniej będzie co poprawiać na otwartym stadionie.



            Tym samym zakończyłem w tym roku przygodę z halą. Szkoda że na samych Mistrzostwach nie zaprezentowałem się najlepiej, ale może powetuję sobie tę zniżkę formy już startach w przełajach. Treningowo można ten okres jednak uznać za bardzo udany. Zaliczyłem kilka mocnych biegów, więc liczę że będzie to procentowało wiosną i latem. Już niedługo będziemy ruszać ze startami w przełajach, być może jeszcze przed Mistrzostwami Polski uda się pościgać jeszcze z pomorską czołówką biegaczy w jednym z biegów organizowanych przez POMOZLA. Byłaby to wyśmienita okazja do sprawdzenia się w poważnej stawce mocnych zawodników.

piątek, 20 lutego 2015

Mocne przetarcie przed Mistrzostwami Polski

Cześć!

            W ostatnią niedzielę udałem się znowu na start do Torunia, aby zaliczyć ostatnie mocne przetarcie przed Halowymi Mistrzostwami Polski. Okazja do tego była nie byle jaka, bo poza małymi wyjątkami, na starcie 1500 metrów stanęli najszybsi średniacy w Polsce.

            Bieg miał być ustawiony pod minimum na Halowe Mistrzostwa Europy (3:42,00), tak więc mnie pozostało jedynie wygodnie ustawić się pod koniec stawki i powalczyć o jak najdłuższe utrzymanie się na plecach rywali. Od samego początku ustawiłem się na końcu drugiej grupy, biegnącej na wynik w okolicach 3:50. Pierwszy kilometr pobiegłem w 2:34 i był to najszybciej pokonany kilometr od wielu lat. Jak można się domyślać, już wtedy nie czułem się najlepiej, w zasadzie po 2 kołach wydawało mi się, że biegnę w maksa. Siły starczyło do ok. 300 m do mety. Wtedy ostatecznie grupa chłopaków z którymi biegłem mi uciekła. Ostatnie koło doczłapałem w jakieś 32 sekundy. Mimo to uzyskany przeze mnie czas można uznać za zadawalający - 3:54,88, bez specjalnego przygotowania. Jak to często bywa, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc jeśli będą ku temu warunki, na Mistrzostwach Polski chciałbym pobiec jeszcze szybciej. Czy się uda, zależy od tempa dyktowanego przez rywali, a z tym na imprezach mistrzowskich bywa różnie.


            Już jutro będę więc biegał 1500 m, a w niedzielę na deser przebiegnę 3000 m. Relacja już wkrótce!

piątek, 13 lutego 2015

Pierwsze przetarcie na hali!

Cześć!

            W ostatnim tygodniu rozpocząłem przygodę z bieganiem na hali. Pierwszy zaplanowany start był jednocześnie pierwszym w tym roku tak długim odcinkiem bieganym w kolcach po tartanie. Muszę przyznać, że mimo planów wystartowania na Halowych Mistrzostwach Polski, nie szykujemy się specjalnie pod sezon halowy. Wprawdzie odbyliśmy wspólnie z Danielem kilka szybszych sesji na treningu, ale z pewnością nie można powiedzieć, że hala jest naszym priorytetem. Zresztą jak sięgam pamięcią, to nigdy tak nie było - zawsze na hali biegałem co najwyżej średnio, nigdy też nie biegałem tam zbyt często. W tym roku mogę przynajmniej powiedzieć, że startów na krytej bieżni będę miał sporo, bo prawdopodobnie aż 4 (w tym 2 na Mistrzostwach Polski). Myślę jednak, że główna zasługa takiej ilości startów to nowa bieżnia, która została położona całkiem niedaleko Gdańska, czyli w Toruniu. W tej chwili, dzięki dobrej infrastrukturze drogowej, przejazd zajmuje około 2 godzin w jedną stronę.


            Wobec sprzyjających okoliczności, w środę 4 lutego pojechaliśmy z Danielem na miting lekkoatletyczny wystartować na 1500m. Niestety cała czołówka biegała dzień wcześniej, wobec czego można było przewidywać, że bieg będzie trzeba rozgrywać samemu. Start rozpocząłem całkiem dobrze, pierwsze 500 m minąłem w okolicach 1:17/18. W dalszej części niestety już zwolniłem, trochę bałem się, że mogę się "ugotować" przed minięciem kilometra. Tutaj wyszedł brak pewności siebie, spowodowany właśnie brakiem treningów - zwyczajnie nie byłem pewien, jak mój organizm zachowa się w czasie szybkiego biegu. Kilometr minąłem w granicach 2:40, także jak na 1500 m to niezbyt szybko. Dalej nie było lepiej, bez przekonania pokonywałem kolejne metry. Ani się nie zorientowałem, zadzwonił dzwonek oznaczający ostatnie koło. Mimo to nie szarpnąłem, dopiero ostatnia setka lekko przyciśnięta. Dobiegłem w czasie 4:03, czyli bez szału. Tym niemniej na biegu i po jego ukończeniu czułem się na tyle dobrze, że jestem przekonany, że w solidnej obsadzie i przy walce z rywalami spokojnie mogłem tego dnia wykręcić czas w granicach 3:58/59. Mimo więc dosyć przeciętnego wyniku, przynajmniej nabrałem pewności, że jestem w stanie spokojnie pobiec pierwszy kilometr dużo szybciej niż 2:40 i spróbować w dalszej części utrzymać to tempo. Myślę, że już niedługo będzie okazja pokazać pełnie moich możliwości, a im lepiej będę prezentował się na hali, tym lepszy będzie to prognostyk przed sezonem wiosennym, kiedy będę miał już przebiegniętych kilka mocnych jednostek wytrzymałości specjalnej.

            W dalszej części tygodnia trochę odpoczywałem, aby w sobotę zaliczyć kolejny akcent tempowy. Niestety w tym wypadku nie popisał się klub SKLA w Sopocie. W piątek po południu dzwoniłem tam, bo chciałem skorzystać z bieżni w dniu następnym. Pytam więc pani, która była po drugiej stronie słuchawki w biurze klubu, czy stadion jest odśnieżony. Otrzymałem odpowiedź twierdzącą, więc w sobotę rano pojechałem razem z Danielem na stadion SKLA, który... był całkiem zaśnieżony. Nie zastanawiając się długo, szybko pojechaliśmy szukać innej miejscówki (dla jasności - pani która wprowadziła mnie w błąd wciąż żyje). Ostatecznie znowu musieliśmy biegać na ZOO, bo asfalt na Nadleśnictwie Gołębiewo wciąż był pokryty lodem. Minusem pętli na ZOO jest to, że nie jest ona płaska - albo prowadzi lekko w dół, albo pnie się pod górę. Dodatkową atrakcją dla mnie było to, że będąc pewien, że będziemy biegali po stadionie, nie wziąłem startówek, tylko zwykłe buty do wybiegań. Mimo mojego kiepskiego nastawienia spowodowanego tymi przygodami, biegaliśmy całkiem żwawo, nawet szybciej niż pierwotnie było zakładane.


            Tydzień zakończyłem szybkim wybieganiem. Muszę przyznać, że odkąd zacząłem szybciej biegać rozbiegania, mam dużo lepsze nastawienie do treningu. Ostatnia "20" zajęła mi ok. 1:17:00, więc trening jest krótki i intensywny - to lubię.

            Tymczasem już w niedzielę chcę pojechać na start do Torunia. Tym razem obsada na 1500 m będzie bardzo mocna, nie pozostaje więc nic innego jak trzymać ogon i wytrzymać do samej mety - zapewne nie będzie to łatwe. Bardzo chciałbym pobiec wynik poniżej 3:57 i myślę, że mnie na to stać. Obym się nie pomylił. Wciąż jednak myślę o hali jako o mocnym przetarciu, próbie odbudowania mocy przed startami na 10 km oraz na 5000m na stadionie. Liczę, że dobra moc, przy mojej wytrzymałości którą przez ostatnie sezony wytrenowałem, przełoży się w końcu na bieganie 10 km w tempie poniżej 31 min.


            Za tydzień w sobotę, czyli wtedy kiedy będę biegał na Mistrzostwach Polski 1500 m, startuje Bieg Urodzinowy w Gdyni. Mimo że mnie tam nie będzie, będę się bacznie przyglądał rywalizacji i wynikom. Wszystkim startującym już teraz życzę powodzenia!

czwartek, 29 stycznia 2015

Szybko czy wolno?

Cześć!

            Ostatnio naszła mnie taka refleksja, o której rozmawiałem także na treningu z Danielem. Mianowicie ostatnio bardzo systematycznie zwiększałem prędkość przebieganych na treningu kilometrów. W tym momencie bieganie wybiegania na granicy 4:00/km nie stanowią już dla mnie wyzwania. Ogólnie rzecz ujmując mój trening znacząco zmienił się w porównaniu do lat poprzednich i zmianę tę poczytuję na wielki plus. Przede wszystkim zmiana polegała na koncentracji na jakości, kosztem nadmiernych, "pustych" kilometrów. Efekt jest taki, że ostatni raz tak dobrze biegało mi się jakoś w 2007 roku, co w bieganiu jest wiecznością... Przede wszystkim czuję, że mój bieg jest obecnie bardziej lekki i sprężysty. I tutaj właśnie pojawia się kwestia którą chciałbym poruszyć - szybkie bieganie, czy spokojne "klepanie" kilometrów?

            Obie teorie mają swoich zwolenników i przeciwników, ja jednak postaram się w miarę moich (skromnych) możliwości, przedstawić argumenty za i przeciw szybkiemu bieganiu na rozbieganiach.

            Do niewątpliwych plusów szybkiego biegania jest skrócenie czasu trwania treningu. Nie jest odkryciem, że kontuzje biegowe są to w znakomitej większości kontuzje przeciążeniowe. Jednym słowem - im dłużej trwa trening, nawet na niskiej intensywności, wydłuża się czas pracy mięśni i ścięgien, tak więc ryzyko kontuzji wzrasta. Ponadto, podczas wolnego biegania inaczej wyprowadza się krok, niż w przypadku swobodnego i szybkiego biegu. Ostatnio zauważyłem, że dla mnie bieganie w okolicach tych 4:00/km i szybciej wymaga już kroku zbliżonego technicznie do kroku startowego. Podczas wolnego truchtu, nie ma mowy np. o poprawnym wyprowadzeniu nogi przed siebie, bo zwyczajnie nie jest to potrzebne. Dzięki szybszym wybieganiom, aparat ruchu oraz układ nerwowy przystosuje się utrzymania prawidłowej sylwetki podczas biegu, co ma bezpośrednie przełożenie na technikę biegu podczas startów.

            Oczywiście szybkie bieganie ma również swoje mankamenty. Z pewnością wymaga ono bardzo dobrego przygotowania motorycznego. Bez tego bieganie szybkich rozbiegań może skończyć się co najmniej na nakładaniu się zmęczenia kolejnymi treningami, a w najgorszym razie na kontuzji. Warto więc podejść do sprawy z głową. Podejmując próbę "przyspieszenia" trzeba w pierwszej kolejności zmienić nastawienie do treningu, przez co rozumiem zmianę z ilości - w jakość. Koniecznym jest więc, przynajmniej na początku,  zmniejszenie liczby przebieganych kilometrów, a czas który wcześniej zajmowało bieganie warto - a nawet trzeba - poświęcić na zwiększenie siły i elastyczności aparatu ruchu - niestety wielu biegaczy tego nie lubi (ja również!), ale tylko dzięki temu, będzie możliwa poprawa jakościowa. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że warto stopniowo wprowadzać się na wyższe prędkości, np. zaczynając od 1 treningu w tygodniu, aby w sposób łagodny i płynny wskoczyć na wyższy poziom, a w między czasie wzmacniać się wykonując dużo sprawności.

Ostatnie wybieganie, czyli krótko i na temat. 
            Jeżeli o mnie chodzi, to muszę się przyznać, że taka zmiana podziała na mnie bardzo dobrze. Przede wszystkim treningi stały się mniej nużące, a które wcześniej czasem mi się dłużyły. Dzięki temu o wiele przyjemniej wychodzi się na bieganie. Mam też wrażenie, że jestem bardziej zmobilizowany na treningach, a samo bieganie sprawia więcej radości. Lepsze samopoczucie z kolei przekłada się na lepszą gotowość do wykonania cięższych akcentów. Co ciekawe, nie licząc zakwasów (po sprawności) i bolących nogach po cięższej jednostce, nie odczuwam negatywnych skutków np. szybkiej dwudziestki w następnym dniu. Wcześniej, po dłuższym bieganiu, nogi były bardziej "tępe", ciężko było mi następnego dnia się rozpędzić. Teraz w zasadzie problem zniknął. Odpukać, w chwili obecnej nie narzekam na kontuzje, które jeszcze do niedawna stosunkowo często i w miarę regularnie się u mnie pojawiały.

            Jak zmiana filozofii do treningu przełoży się na wyniki - to się okaże, ale póki co jestem spokojny, że ten sezon będzie udany. Na chwilę obecną jednak mogę śmiało powiedzieć, że taki trening sprawia wiele satysfakcji i przyjemności.


            

wtorek, 20 stycznia 2015

IV bieg z cyklu City Trail Trójmiasto

Cześć!

            W pierwszej kolejności zacznę od krótkiego raportu z przebiegu przygotowań do biegowego sezonu w 2015 roku. Ostatnio trochę wziąłem się za siebie, to znaczy że już od dawna nie opuściłem żadnej sesji treningowej, co bardzo mnie cieszy. Cieszy także fakt, że zdrowie dopisuje, nic mnie nie boli, więc na treningu mogę skupić się tylko na zaplanowanych jednostkach, a nie myśleć o bólu. Choć, jakby się dobrze zastanowić, to w sumie ostatnio ból towarzyszy mi na okrągło, ale wynika to na szczęście z mocnych treningów, a nie kontuzji.

            W ostatnim czasie na treningach wykonuje dużo siły i sprawności. Dzięki temu, mimo dużego zmęczenia czuję w nogach moc, a takie uczucie chyba po raz ostatni towarzyszyło mi jakieś 7 lat temu, czyli wtedy, gdy trenowałem pod okiem Trenera na studiach i biegałem biegi średnie. Na samych treningach zwracam także uwagę na poprawę techniki biegu. Zauważyłem, że tak naprawdę do tej pory strasznie skracałem krok, bo pierwsza jego faza nie była u mnie aktywna (chodzi o wyrzucenie podudzia do przodu). Muszę przyznać, że już 7 lat temu miałem z tym problem, ale wtedy udało mi się to poprawić, teraz problem powrócił. Nie ma co ukrywać, że nie da się poprawnie biegać technicznie, kiedy w nogach nie ma siły. W chwili obecnej czuję jednak tę moc, która pozwala mi przez dłuższy czas aktywnie atakować podłoże, co bezpośrednio przekłada się na wydłużenie kroku, a sam bieg wydaje się jakby lżejszy. Nie da się jednak ukryć, że w tej materii jeszcze wiele pracy przede mną.

            W międzyczasie miał nadejść miły przerywnik w treningach, czyli start w cyklu City Trial Trójmiasto. Ostatnio, przed sylwestrem, musiałem na biegu w Gdańsku uznać wyższość Michała Rolbieckiego. W tamtym czasie dużo się u mnie działo, nie mogłem więc spokojnie skupić się na starcie, a zresztą wtedy jakoś mało trenowałem, co przełożyło się na dyspozycję startową. Ci co mnie znają wiedzą jak bardzo nie lubię przegrywać (a jak bardzo wygrywać), więc postanowiłem postarać się przy kolejnej okazji odnieść zwycięstwo. Jeszcze w sobotę, czyli dzień przed biegiem wszystko było ok., tak forma, jak i nastawienie psychiczne. Niestety tego samego dnia musiałem się czymś zatruć, bo w nocy z soboty na niedzielę strasznie chorowałem i bardzo się odwodniłem. Kiedy w okolicach 3 rano ponownie kładłem się do łóżka, wstrząsany dreszczami przestawiłem budzik na późniejszą godzinę, bo stwierdziłem że nie pojadę na zawody. Budzik ustawiłem tylko dlatego, że obiecałem po drodze na zawody zabrać także Maćka, więc chciałem go tylko poinformować, że musi pojechać sam. Jednak kiedy znowu się obudziłem, już o 6, poczułem, że nie mam już dreszczy, a żołądek jakby mniej boli, pomyślałem wtedy więc, że może jednak spróbuje pobiec? Wstałem, zjadłem banana, wypiłem duży kubek napoju ALE, przestawiłem budzik na wcześniejszą godzinę i znowu położyłem się spać. Po obudzeniu zjadłem lekkie śniadanie i znowu sięgnąłem po sporą porcję ALE (musiałem się trochę nawodnić przed biegiem). Stwierdziłem, że zobaczę na rozgrzewce, czy nie będę czuł się słabo i wtedy ostatecznie zadecyduje co zrobić.
           
            Postanowiłem, że przed biegiem nie będę się chwalił moimi problemami chłopakom. Taka informacja mogłaby na nich podziałać mobilizująco... Na starcie stanęli między innymi: Michał Rolbiecki (z którym przegrałem ostatnio), Daniel Chuchała (z którym trenuję), Łukasz Gurfinkiel (zwycięzca poprzedniej edycji), a także Michał Czapiński, czy chociażby Paweł Borawski. Pierwotnie, ze względu na mój stan zdrowia, planowałem że będę się czaił do samego końca i wtedy ewentualnie (jak będę miał siły) to zaatakuje. Jednak już po starcie zmieniłem zdanie. Pomyślałem sobie - co mi tam, najwyżej padnę gdzieś po drodze. Pierwsze 2 km poprowadziłem mocno, został ze mną sam Michał Rolbiecki, który już na podbiegu dał mi zmianę. Wtedy pomyślałem, że to już jest mój koniec. Na szczęście Michał nie poszedł za mocno, więc udało mi się utrzymać kontakt. Tutaj mała dygresja. Podstawowa zasada biegacza - możesz dać się wyprzedzić, ale nie możesz pozwolić, żeby rywal Ci odbiegł. Działając w myśl tej zasady, nie dałem Michałowi wypracować dużej przewagi na podbiegu, którą zaraz skasowałem na wypłaszczeniu. Potem trasa wije się krętą ścieżką w dół i mimo, że Michał zbiega dużo lepiej niż ja, nie dałem mu uciec. Mimo że czułem się fatalnie (osłabienie zatruciem dawało się mocno we znaki), z całych sił walczyłem, żeby nie stracić kontaktu z rywalem. Wtedy już postanowiłem, że nie będę kombinował, i jeżeli będę miał szansę, zaatakuje dopiero na samym końcu biegu. Teraz sobie myślę, że gdyby Michał spróbowałby mocniej depnąć na ostatnim podbiegu, z pewnością zostawiłby mnie z tyłu, na szczęście także on postanowił poczekać. Na wypłaszczeniach kilkukrotnie starał się mnie "urwać" ale to się nie udało. Najlepsza zabawa pozostała dopiero na ostatnie 60 - 70 metrów. W tym miejscu jest niewielkie wzniesienie, gdzie Michał postanowił się rozpędzić. Wtedy zaczynałem już widzieć jego plecy, ale bardzo chciałem wygrać, więc nie dawałem za wygraną. Odpowiedziałem i wtedy pierwszy raz od dłuższego czasu zrównaliśmy się ze sobą. Wtedy Michał jeszcze raz próbował mnie zgubić, znowu lekko odskoczył, ale mimo złego samopoczucia miałem jeszcze troszkę siły, aby ponownie zaatakować. Tym razem, a działo się to na około 5/10 metrów przed metą wyszedłem na prowadzenie. Na metę wpadłem jako pierwszy, ale wycieńczony padłem na ziemię, z której nie mogłem podnieść się przez dłuższą chwilę. Sukces w tym biegu okupiłem wielkim zmęczeniem, ale satysfakcja była ogromna. Na marginesie muszę wspomnieć, że nasz finisz był podobno najbardziej spektakularnym zakończeniem biegu we wszystkich dotychczasowych edycjach tej imprezy - fajnie! Dla mnie jednak, takie końcówki, to kiedyś była codzienność, bo na 800 i 1500 m bardzo często decydowały setne sekundy - na MP juniorów w Bydgoszczy w 2004 roku, na dystansie 800 m, w 0,05 sekundy zmieściło się z tego co pamiętam 4 zawodników! Jednakże faktycznie na przełajach taka sytuacja nie zdarza się zbyt często. Dzięki walce o zwycięstwo z Michałem praktycznie na całym dystansie udało się także zrobić nowy rekord trasy. Jednakże po powrocie z zawodów, gdy kurz pobitewny już opadł, byłem tak zmęczony, że położyłem się spać i nie mogłem się obudzić przez kilka godzin. Cóż, warto było!

            Kolejne plany startowe przewidują bieganie na zawodach halowych. Zobaczymy co z tego będzie, na pewno jest okazja żeby dać nogom porządny wycisk i sprawdzić, ile pozostało z dawnej szybkości, no i pierwszy raz przetestować jak biega się na okrągłej bieżni w Toruniu, która pamięta ubiegłoroczne Halowe Mistrzostwa Świata.


środa, 7 stycznia 2015

Trening mentalny

Cześć!

            Dzisiejszy wpis poświęcony będzie sferze mentalnej. Warto już na wstępie zauważyć, iż bieganie, jak wszystkie aktywności których się podejmujemy (nie tylko fizyczne) mają wpływ na naszą postawę i psychikę w przyszłości. Wydarzenia, których doświadczamy, pozwalają stać się bardziej świadomymi ludźmi, bogatszymi w wiedzę o życiu, co przydaje się w pokonywaniu przeszkód, które przed nami stoją.

            Chyba każdy miał kiedyś taką sytuację - wyścig, w pewnym momencie nogi zaczynają boleć, odmawiają posłuszeństwa, dodatkowo wyprzedza nas inny biegacz. W tym momencie krótka myśl "nie dam rady!" i wtedy nagle następuje znaczne zwolnienie tempa... Uczucie fatalne, często prowadzące do rezygnacji z podejmowania dalszej rywalizacji (zejście z trasy), ale spokojnie - psychikę także da się wytrenować!

            W pierwszej kolejności trzeba podkreślić - trening mentalny zaczyna się już w momencie wyjścia na trening. Ja pracuję zawodowo i mam jeszcze sporo innych obowiązków i zmartwień, ale właśnie kiedy nie chce się iść na trening, a ostatecznie się uda, to już jest małe zwycięstwo. Jak wspomniałem wyżej, trening mentalny biegacza polega na utrzymaniu stałej koncentracji na długoterminowym celu (np. start w maratonie lub impreza mistrzowska), co wymaga budowania odpowiedniego nastawienia do zaplanowanych zajęć. Czasem wystarczy przetrwać dzień lub dwa kryzysu, aby poczuć niesamowitą wewnętrzną siłę, która w ostatecznym rozrachunku pozwala osiągnąć uprawniony cel.

            Druga rzecz - każdy potrafi osiągnąć znakomity rezultat, kiedy wszystko idzie ok. Jednakże mentalność zwycięzcy polega na podejmowaniu walki właśnie wtedy, kiedy nie idzie, dzieje się coś nie tak - umiejętność radzenia sobie z przeciwnościami losu jest cechą charakterystyczną wielkich mistrzów. Tutaj za przykład niech posłuży mój idol - Michael Jordan i słynne "flu game". Jordan podczas finału w 1997 roku grał z grypą, mimo to zdobył 38 punktów zapewniając Bull'som zwycięstwo nad Utah Jazz. Ostatecznie w tamtym roku Chicago sięgnęło po tytuł mistrzów NBA. W odniesieniu do własnych doświadczeń, to zapadnie mi w pamięci także bieg Niepodległości w Gdyni tego roku - strasznie w czasie niego się wycierpiałem, przegrałem finisz z Danielem, a sam rezultat nie był jakiś powalający, jednakże biorąc pod uwagę moją dyspozycję w tamtym czasie, byłem z siebie bardzo zadowolony, bo mimo wielkich problemów, udało się dopiec uciekającą mi kilkukrotnie grupą aż do finiszu. Nie osiągnąłem wtedy może swojego celu, ale od tego momentu uwierzyłem, że mogę walczyć i dawać siebie wszystko. To dało mi wielką pewność siebie, która nie opuściła mnie aż do Przełajowych Mistrzostw Polski w Krakowie. Efekt? 5 miejsce i życiowy sukces, który moim zdaniem byłby niemożliwy, gdyby nie ten bieg w Gdyni, który pomógł mi się mentalnie zbudować.

"Mogę zaakceptować porażkę, każdy je ponosi, ale nie mogę zaakceptować nie podjęcia próby" - Michael Jordan (tłumaczenie moje)
            Po trzecie - każdy mocny trening, a w szczególności (dla mnie) trening wytrzymałości specjalnej jest również doskonałą okazją do trenowania mocnej psychiki. Nie raz już spotkałem się z teoriami, że da się trenować w sposób umiarkowany, bez "podjeżdżania się" na treningach, jednakże uważam, że od czasu do czasu warto podkręcić nieco śruby. Dzięki temu, organizm jest gotowy aby wytrzymać o wiele większe obciążenia na starcie. Całą sztuką jest przekonanie własnego ciała, że obciążenia jakie się go poddaje podczas zawodów są bezpieczne dla zdrowia. Niestety nie da się tego osiągnąć, nie zbliżając się do bariery własnych możliwości na treningach. Tutaj za przykład niech posłuży maksyma biegaczy z Kenii: "train hard, win easy" - czyli trenuj ciężko, aby potem łatwo odnosić zwycięstwa. Niewątpliwie jest w tym wiele racji. Sam swoje najlepsze biegi i rekordy wspominam jako biegi relatywnie łatwe. Natomiast biegi w których bardzo cierpiałem były zazwyczaj tymi najgorszymi. Niewątpliwie miało na to wpływ również moje nastawienie - kiedy dobrze trenuję i widzę, że noga się kręci, od razu do zawodów podchodzę z dużym spokojem i pewnością, natomiast zawsze najwięcej stresów kosztują mnie starty, kiedy jestem bardzo słabo przygotowany.
            Reasumując, warto pamiętać, że podczas treningu biegowego, wytrenowaniu podlegają nie tylko parametry motoryczne, ale także psychika. Może więc odpuszczenie sobie ostatniego odcinka na treningu nie jest wcale takim dobrym pomysłem...? Cierpienie jest na stałe wpisane w tę dyscyplinę, warto o tym pamiętać i zaakceptować taki stan rzeczy, podobnie jak satysfakcja z pokonania własnych słabości.