piątek, 26 lipca 2013

Przed startem

Cześć!
  Już jutro kolejny start na 10 km, tym razem ulicami Lęborka. Dlatego w tym tygodniu starałem się oszczędzać i na treningach zrobiłem tylko 1 akcent, czyli II zakres w środę. Przebiegłem go wspólnie z Maćkiem. Przy czym bardzo staraliśmy się, aby nie biegać za szybko, bo na biegu w sobotę przyda się dużo siły.

  Muszę przyznać, że w chwili obecnej kompletnie nie wiem jakiego wyniku mogę się jutro spodziewać. Równie dobrze może być 31:30, jak i 32:30. No i zobaczymy jaka będzie pogoda, bo przy biegu na 10 km to też ma znaczenie. Z całą pewnością jednak szykuje się mocne ściganie.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Weekendowe bieganie



Cześć!
            Właśnie wczoraj zakończył się tydzień wytężonej pracy na trening, aby na nadchodzących zawodach nie było kompletnego blamażu. Jak już poprzednio pisałem, we wtorek biegałem II zakres, we środę szybkie krótkie odcinki, a na sobotę zaplanowałem długie tempo pod 10 km. Plan dnia - 2 x 3 km, a na dokładkę 2 x 2 km. Na trening umówiłem się z Maćkiem. Jak się potem okazało, właśnie Maciek w newralgicznych momentach ratował mnie na tym treningu, za co serdeczne "Bóg zapłać". Umówiliśmy się wstępnie, że będziemy robili zmiany co 1 km, z tym że po trójkach miał on jeszcze wejść ze mną na 1 km w trakcie mojej dwójki. Jak zwykle na Pomorzu całkiem intensywnie wiało, co zdecydowanie nie ułatwia szybkiego biegania, stąd sparing partner nieraz okazuje się niezbędny, aby zrobić pracę według założeń. Muszę przyznać, że gdybym miał trening robić sam, to pewnie po trójkach byłbym już kompletną dętką, ale Maciek nie dość że pomógł utrzymywać prędkość na trójkach, to jeszcze poprowadził mi każdy pierwszy kilometr na dwójkach. Dobrze jest móc liczyć na pomoc kolegów!
           
            Niedziela to już tradycyjnie spokojnie, długie wybieganie. Wczoraj stawili się: Maciek, Mateusz, Tomek, Radek i ja. Było fajnie, humory dopisywały, więc nawet się człowiek nie obejrzał, a tutaj już 24 km zleciało.

            Ten tydzień bardzo spokojnie - II zakres w środę, a w sobotę start. A będzie to nie byle jaki bieg, bo Bieg Jakubowy w Lęborku jest kluczową imprezą dla reprezentantów Lęborskiego Klubu Biegacza im. Braci Petk, którego jestem dumnym członkiem. Trasa podobno jest całkiem dobra do robienia życiówek (jeszcze tam nie biegałem). Mamy biegać po czterech 2,5 km płaskich pętlach, trasa jest oczywiście atestowana. Szkoda, że nie jestem w optymalnej formie, ale jak na razie mam niezbyt mocny rekord życiowy, więc zamierzam walczyć o jego poprawę. Warte odnotowania jest to, że moja ekipa wysyła bardzo liczną (i mocną) reprezentację. Do zobaczenia w Lęborku!

piątek, 19 lipca 2013

Zajęcia z towaroznawstwa cz.1 - obuwie treningowe



Cześć!
            Dzisiaj w ramach zajęć z towaroznawstwa postanowiłem przedstawić podstawowy sprzęt, bez którego żaden biegacz obejść się nie może, czyli buty.

            Wydatki na buty stanowią lwią część wydatków biegacza. Pozostałe rzeczy, dzięki obecności (wreszcie!) na polskim rynki wielu niedrogich sklepów sportowych można nabyć w naprawdę przystępnych cenach. Oczywiście im lepsza jakość sprzętu, tym i cena jest wyższa.

            Ale wracając do butów. Generalnie przyjmuje się, że w jednej parze winno się biegać nie więcej, niż 2000 km. W moim przypadku, wiązałoby to się ze zmianą obuwia co kilka miesięcy, niestety nie mam na to odpowiednich środków. Mimo wszystko staram się wymieniać buty raz na rok. Warto w tym miejscu zauważyć, że posiadam 2 pary butów treningowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu można oszczędzać buty, rotując odpowiednio parami. Przez lata treningów wypracowałem swój system doboru obuwia treningowego. Ponieważ stać mnie na posiadanie maksymalnie dwóch dobrych par butów treningowych, zawsze staram się wybierać 1 parę bardziej amortyzowaną, potrzebną do biegania dużej ilości kilometrów, natomiast druga para bardziej agresywna, szybsza, do biegania zakresów, siły biegowej, czy zabawy biegowej. 
Wysłużone Cumulusy
            Oczywiście starych butów też nie wyrzucam – czasem przydają się na gorszą pogodę, ale używam ich już zdecydowanie jako buty rezerwowe. Zazwyczaj są one już bardzo sklepane, nie odczuwa się już amortyzacji, która kiedyś gdzieś tam była. W moim przypadku często porozrywana jest też cholewka buta, co powoduje że palce „uciekają” mi z buta.

Szczególnie zniszczony został prawy but
            Dzisiaj chciałem przedstawić model buta, w którym zrobiłem koło 3.000 km, głównie w czasie spokojnych wybiegań. Asics Cumulus są modelem który świetnie się do tego nadaje. Odkąd podarował mi je Daniel, chętnie wybierałem właśnie ten model na rozbiegania. Pierwsze co odczuwałem po ubraniu tego modelu na nogi, jest ich duża miękkość w śródstopiu. Dzięki temu bieganie nawet wielu kilometrów po asfalcie jest znośne, nogi są dobrze chronione przez znaczną ilość żelu (czy raczej „gelu”), który wpakowano w podeszwę.

Podeszwa nosi ślady przebiegniętych kilometrów
Co ciekawe, mimo że używałem je bardzo często, dużo kilometrów biegałem w nich właśnie po asfalcie (przez długą zimę), do tej pory jak je zakładam odczuwam tą samą miękkość co na początku.

Niestety, buty mają już tak po przecieraną cholewkę, że małe palce u nóg zaczęły mi już lądować poza butami, co przy dłuższym bieganiu powodowało duży dyskomfort. Niemniej jednak buty zdecydowanie spełniły swoją rolę, towarzysząc mi w wielu godzinach biegania. W tym momencie wysłałem je już na zasłużoną emeryturę, czasem tylko ubierając je na rozruch lub podczas deszczowej pogody.

Aktualnie rolę „Klepaczy kilometrów” w mojej stajni zajął Nike Lunarglide 3. But jak na razie spisuję się równie dobrze, choć różni się trochę od Cumulusów. Przede wszystkim jest bardziej elastyczny, bo nie ma charakterystycznego dla Asicsa mostka, na wysokości sklepienia stopy. Jest natomiast moim zdaniem mniej miękki, co jednak akurat przy mojej wadze nie odgrywa jakiejś znaczącej roli. Biega się w nich bardzo komfortowo, żadnych otarć, ani innych złych przygód.

            W następnym odcinku zaprezentuję moją odzież biegową.

środa, 17 lipca 2013

Forma w górę, forma w dół, jak rollercoaster



Cześć!
            Ostatnie dni upływają pod znakiem próby załapania formy z pierwszej połowy czerwca. Zanim jednak to nastąpi muszę zapłacić wysoką cenę za opuszczone treningi. Dlatego też, w zależności od dnia, raz czuję się dobrze, a raz biega mi się bardzo słabo. Zdecydowanie do tych słabszych dni zaliczam poniedziałek i wtorek.

            W poniedziałek zrobiłem tylko 14 km lekkiego wybiegania, podczas których męczyłem się straszliwie. Wtorek to znowu powtórka z rozrywki. Na trening umówiłem się z Mistrzem Zakresów (czytaj Maćkiem), dokładnie na 17:05. Jak to jednak zwykle bywa kiedy się człowiek spieszy, na swojej drodze napotyka niespodziewane przeszkody. Tego dnia korki były nawet w miejscach, w których się nie spodziewałem, nie licząc już np. ul. Spacerowej, gdzie prawie zawsze prędkość średnia nie przekracza 20 km/h. Na miejsce przyjechałem więc wkurzony, dodatkowo 15 min po czasie. Maciej poleciał już na rozgrzewkę, więc i ja nie miałem już czasu na standardową czwóreczkę przed zakresem, tylko ciąłem dystans jak mogłem. Po drodze udało mi się go dogonić, więc przynajmniej nie musiałem biegać sam. Niemniej takie sytuację zawsze mnie jakoś wewnętrznie rozbijają.

            Nie ma jednak się co łamać, tylko trzeba zrobić trening, pomyślałem. W planie było w miarę spokojne 12 km. Pierwszy kilometr utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że to "spokojnie" to max co na mnie było stać. Dlatego też przyjemność (?) prowadzenia oddałem Maćkowi, który jednak czuł się bardzo dobrze, więc się nie skarżył. Ja za to sapałem strasznie, co ciekawe tętno było w miarę niskie, ale samopoczucie mimo to było słabe. Całe szczęście, że start dopiero za tydzień...

            Dzisiaj za to chciałem "podbić się" szybszymi odcinkami. W planie miałem 2 serie po 8, 400 m odcinków. Jak się w trakcie okazało, zakładane prędkości (ustalane przeze mnie jeszcze jak noga się kręciła) były za wysokie. Jeszcze pierwszą, ładującą  serię zrobiłem, ale już wtedy wiedziałem, że druga szybsza z pewnością by mnie zabiła. Dlatego lekko zmodyfikowałem trening, ostatecznie biegając w zamian 4 x 300 m i 4 x 200 m. Dzięki temu mogłem pobiegać na wyższych prędkościach, a nie zajechałem się za mocno.

            Na deser w tym tygodniu zostało długie tempo, czyli 2 x 3 km + 2 x 2 km. Po tym treningu zamierzam wyluzować z akcentami, bo jak zauważyłem, dokładanie czegoś "ekstra" w tydzień startu na 10 km, nigdy w moim przypadku nie przynosi dobrych efektów.

niedziela, 14 lipca 2013

Tydzień w treningu

Cześć!
   Przez ostatnie kilka miesięcy cieszyłem się dobrym zdrowiem, a tutaj jak na złość kilka dni temu przypałętała się lekka kontuzja Achillesa. Musiałem więc szybko zweryfikować moje plany startowe, a także treningowe . Zmuszony byłem odpuścić między innymi bieg na Memoriale Janusza Sidły w Sopocie, albo bieg w Tucholi, a także zdecydowałem, że nie wystartuje na MP na 5000 m.

  Wobec powyższego postanowiłem poświecić 2 tygodnie na solidne potrenowanie, aby być dobrze przygotowanym do startów na 10 km odpowiednio w Lęborku (27.07) oraz Gdańsku (3.08).

  W środę udałem się z Maćkiem na 14 km zakresu, które biegaliśmy po "kilometrach Dudycza". Specjalnie na tę okazję ubrałem nowiutkie buty, które kupiłem kilka dni wcześniej (o sprzęcie będę pisał w następnym wpisie). O dziwo biegło mi się całkiem dobrze. Może nie było takiego gazu jak kilka tygodni temu, ale był to zdecydowanie dobry prognostyk przed treningiem tempowym w sobotę.

  Jak już wspomniałem, wczoraj miałem w planach tempo. Ostatnio kompletnie poległem na 2 km odcinkach, więc zdecydowałem się powtórzyć ten trening, czyli 5 x 2 km + fakultatywnie kilka 200m ( 200 m planowałem biegać jak będę się w miarę dobrze czuł). 

  W piątek, ku mojemu zaskoczeniu zadzwonił do mnie Kuba, który chciał się podpiąć pod trening. Ucieszyłem się, bo zawsze miło biega się w towarzystwie. Oprócz Kuby, moim partnerem w treningach jest Maciek, więc w sobotę rano we trójkę, po rozgrzewce w lesie poszliśmy na stadion. Na szczęście biegało mi się całkiem dobrze, mimo całkiem mocnego wiatru. Często zmienialiśmy się na prowadzeniu, dzięki czemu biegaliśmy szybciej niż początkowo było to w planie. Jednak sam trening dał mi się we znaki, więc postanowiłem odpuścić już 200 m odcinki, tym bardziej że mój lewy Achilles ciągle pobolewa. Nie da się jednak ukryć, że zrobiliśmy wczoraj kawał treningu, z czego można się tylko cieszyć. Moim zdaniem ostatnimi czasy brakowało mi takiego typowego tempa pod 10 km, więc te szybkie dwójki były jak znalazł. 

  Najbliższy tydzień nie zwalniam tempa i będę sporo biegał akcentów, które po złapaniu świeżości powinny ładnie oddać w najbliższych startach. Czy tak jednak się stanie, to pokaże czas.

sobota, 6 lipca 2013

Od bohatera do zera



Cześć!

            Moja ostatnia nieobecność na blogu zgrała się w czasie z regresem mojej biegowej formy.

            Początkowo, czyli po zawodach w Gdyni z 21 czerwca, czułem się świetnie. Już zaczynało mi się biegać bardzo dobrze, praktycznie przebiegane kilometry nie robiły na mnie żadnego wrażenia. W środę 26 czerwca umówiłem się na trening z Maćkiem (Mistrzem Zakresów) i Mateuszem, na bieg ciągły. Na luzie przebiegłem 15 km, po "kilometrach Dudycza", bo tak nazywamy tę trasę. Plusem tej biegowej ścieżki jest to, że biegnie się przed siebie, nie ma pętli, wobec czego kilometry lecą szybciej. Tętno miałem bardzo niskie jak dla mnie, co napawało mnie optymizmem. Jednakże najważniejszy akcent miałem zrobić w sobotę, czyli 10 km tempa - 5x2 km. Wiedziałem już wcześniej, że będę musiał go zrobić sam, bo Daniel cierpi ostatnio na kontuzję ścięgna Achillesa. Sam trening nie ułatwiał mocny wiatr, wiejący prawie przez 200 m na każdym kole. Pierwsze 3 odcinki pokonałem w starszych męczarniach, dlatego przed 4 odcinkiem postanowiłem zwiększyć przerwę o dodatkową minutę. Nie dało to jednak porządnego efektu - 1 koło miałem już 2 sek. za wolno, a na kolejnym jeszcze zwolniłem. Sfrustrowany przerwałem trening i zawinąłem się do domu. 

            Od tamtej soboty miałem 3 dni przerwy w bieganiu. Kiedy w środę po raz pierwszy wychodziłem na bieganie, nie sądziłem, że ta przerwa tak mnie rozmontuje fizycznie. Od tego czasu zaczęły się u mnie dolegliwości bólowe. Najpierw dokuczała mi prawa czwórka, a teraz - od piątku rana - Achilles. Ten ból pojawił się tak niespodziewanie, że w zasadzie nie jestem w stanie ustalić jego genezy. Z bólem w okolicach ścięgna Achillesa nie ma żartów, więc obecnie jestem zmuszony do kompletnej zmiany moich planów treningowych, które polegają teraz na wolnym bieganiu kilometrów i czekaniu na moment, aż ból odpuści. Znacząco zmniejszyłem też liczbę przebieganych kilometrów. 

            Jednak przerwa którą miałem nasunęła mi ciekawą refleksję. W tym momencie każda kilkudniowa przerwa w bieganiu powoduje u mnie bardzo szybko postępujący spadek wytrzymałości ogólnej. Widać ewidentnie, że mój staż w biegach długich jest tak krótki, że nie mogę sobie pozwolić na takie niewymuszone przerwy. Co ciekawe, dla bardziej doświadczonych biegaczy takie kilkudniowe przerwy mogą działać pozytywnie na ich formę, bo wtedy mają odpowiedni czas na wypoczynek. U mnie niestety wygląda to tak, że cofnąłem się o prawie miesiąc do tyłu. Do tego wszystkiego pojawił się ból Achillesa, co nie pozwala mi na wykonanie żadnego biegowego akcentu.

            Całe szczęście że od chwili kiedy wróciłem do biegania po kilkuletniej przerwie mam duży dystans do biegania, czyli ewentualnie niepowodzenia przyjmuję już na zimno - nie zawsze przecież wszystko zależy od nas...