poniedziałek, 11 listopada 2013

Bieg Niepodległości w Gdyni

Cześć!

            Dzisiaj inaczej niż ostatnio wskazałem, postanowiłem wziąć w pierwszej kolejności na tapetę relację z Biegu Niepodległości odbywającego się dziś w Gdyni.

            Jak zwykle na starcie biegu, oprócz ok. 6.500 osób, stanęła plejada świetnych pomorskich biegaczy. Z czołówki nie było praktycznie tylko Daniela Chuchały, Roberta Sadowskiego oraz Radka Dudycza. Dwaj pierwsi nie startowali z powodu męczących ich kontuzji, chociaż dobrą wiadomością jest, że Daniel powoli wraca do biegania i mam nadzieję, że już niedługo dołączy do mnie na treningach.
 
Przezabawna fotka, która musiała się tutaj znaleźć :) (fot. Dorota Żaczek)
            Na kilka dni przed biegiem nie byłem zbyt optymistycznie nastawiony, gdyż mało ostatnio trenowałem, choć trzeba przyznać że kilka kluczowych jednostek jednak udało mi się  wykonać (w tym 2 zakresy i tempo). Dlatego też przyjąłem sobie, że nie będę planował jakoś specjalnej taktyki na ten bieg. Założenie miałem proste - zabrać się w czołową grupą i przebiec w niej jak najdłużej, a co będzie potem, to się zobaczy. Musze przyznać, że kluczową dla mnie sprawą był udany bieg na GP w Lęborku. Nie chodzi tutaj nawet o jakiś rewelacyjny wynik, ale o fakt, że od początku zacząłem bardzo mocno, a co ważniejsze nie umierałem w dalszej części dystansu aż tak bardzo jak myślałem. Dzięki temu można powiedzieć, że mentalnie stałem się gotowy na pobiegnięcie bardzo szybko pierwszej części dystansu w dniu dzisiejszym. Szczególnie w sytuacji, kiedy na starcie nie było Radka, który zwykle dyktuje bardzo mocne tempo biegu, rwąc bezlitośnie czołówkę już na pierwszych kilometrach. Dzisiaj nie startował, więc nie ukrywam, że liczyłem na trochę wolniejsze tempo.

            W dniu zawodów nie czułem się za dobrze, przede wszystkim byłem jakiś zamulony, nie mogłem się rozbudzić. Dopiero jak posiedziałem w okolicach startu, atmosfera biegu zaczęła mi się udzielać i już było ok. Muszę w tym miejscu zaznaczyć, iż co by o GP Gdyni nie mówić, to zawody z tego cyklu mają swoją niepowtarzalną atmosferę, która zawsze pozwala mi się na 100% zmobilizować do rywalizacji. Prawdopodobnie robi swoje ilość startujących osób w połączeniu z fajnym kibicowaniem na trasie, a te dwa aspekty zawsze są na wysokim poziomie w skali kraju.

Sekundy przed startem (fot. Dorota Żaczek)
            Rozgrzewkę wykonywałem jak zwykle z chłopakami, czyli Karolem, Mateuszem i wracającym na biegowe trasy Łukaszem. Jakoś tak się dziwnie złożyło, że w momencie kiedy wchodziliśmy do strefy startowej, wpuścili już biegaczy z 2 strefy, wiec na linię startu musiałem się trochę dopchać, jednak udało się stanąć w drugiej linii. Chwilę później nastąpił wystrzał startera i dziki tłum ruszył na trasę. Tak jak sobie pierwotnie założyłem poszedłem od razu mocno do przodu zajmując miejsce w czołowej grupie. Flagę z oznaczeniem 1 km minęliśmy po 2:51, co przyjąłem z lekką konsternacją, jednak już po wyścigu Tomek Grycko mówił mi, że jego Garmin pokazał 1 km trochę później i było to 2:59 (ale pocieszenie!). Wspomniany Tomek był dyktującym tempo prowadzącej grupie. Po 2 km zmianę dał Damian Pieterczyk. W okolicach wiaduktu przy ul. Janka Wiśniewskiego czołowa grupa podzieliła się na 2 mniejsze: w pierwszej biegł Tomek Grycko, Daniel Formela oraz Bartek Mazerski, natomiast w drugiej grupie biegł Damian Pieterczyk i ja. Trzeba zaznaczyć, że jeszcze wtedy za nami czaiła się całkiem spora liczba dobrych biegaczy, jednakże mocne, równe tempo jakie dyktowaliśmy z Damianem pozwoliło na odskoczenie od goniących na bezpieczną odległość. Na podbieg pod ul. Świętojańską wbiegaliśmy jeszcze razem, jednak wtedy Damian oderwał się ode mnie, którego potem starałem się gonić. Ta sztuka udała mi się dopiero kiedy wbiegaliśmy na bulwar. Jednakże właśnie wtedy dopadła mnie kolka, która z każdym metrem coraz mocnej dawała mi się we znaki. Z tego też powodu postanowiłem na 1,5 km przed metą dać zmianę Damianowi i spróbować długim finiszem załatwić sprawę, bo wiem doskonale, że jest on bardzo szybkim biegaczem, ze "średniacką" przeszłością (biegał chyba 3:44 na 1500 m, o ile nie szybciej, co musi budzić respekt nawet wśród zawodników z polskiej czołówki). Jednakże moje próby nie okazały się skuteczne, bo jakieś 800 m przed metą wyprzedził mnie. Wtedy już wiedziałem, że nie mam szans z nim wygrać, bo kolka w okolicach wątroby bolała mocno, więc nie było mowy o jakieś walce, musiałem ten bieg po prostu ukończyć. Na metę wpadłem, kiedy zegar pokazywał 31:32, co od dziś jest moją życiówką. Z pewnością żal duży ostatniego kilometra, ale i tak z nowego rekordu zawsze trzeba się cieszyć. Ostatecznie zakończyłem bieg na V pozycji, co też było dla mnie dużym zaskoczeniem. Co więcej, dzięki wysokiej pozycji w dniu dzisiejszym wskoczyłem rzutem na taśmę na VI w całym GP Gdyni, co także mnie ucieszyło, bo przed biegiem byłem poza pierwszą dziesiątką.
 
Okolice 6 km (fot. Dorota Żaczek)
            Dzisiejszy start stał pod znakiem wielu dobrych wyników oraz życiówek poszczególnych biegaczy. W pierwszej kolejności dużym zaskoczeniem in plus był wynik i pozycja Daniela Formeli - 31:00 i III miejsce biegu robi duże wrażenie, bym bardziej, że do niedawna biegał bodajże 32 z dużym hakiem (a jeszcze ok. 2 tygodni temu wygrałem z nim na 5 km w biegu przełajowym....). Kolejną dobrą informacją jest nowy PB Mateusza Dropa - 33:01, a także niezła postawa Łukasza Gurfinkiela, który prowadził bieg Mateuszowi, zważywszy na to, że przez ostatnie miesiące biegał niewiele. Oczywiście sam również jestem zadowolony ze swojej postawy, w tym roku poprawiłem się na 10 km o ponad 1 min., fajnie by było w następnym roku utrzymać taką tendencję. Wszystko też wskazuje na to, że już od zimny będzie wielki comeback mojej grupy treningowej, bo Daniel czuje się lepiej, Łukasz zaczyna biegać coraz szybciej, więc będzie z kim trenować, a i motywacja do codziennego treningu jest wtedy też większa. Wszystkim wspomnianym oraz nie wymienionym gratuluję, oby tak dalej!
 
Dekoracja (fot. Dorota Żaczek)

            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz