Cześć!
Ostatni
wpis miał dotyczyć imprezy „Gdańsk Biega”, w której brałem udział, jednakże w
między czasie startowałem na biegu Niepodległości w Gdyni, tak, więc ten post
został niestety odsunięty na czas późniejszy.
„Gdańsk
Biega” jest imprezą cykliczną, która obywała się na początku listopada chyba
już po raz 5. Nie są to typowe zawody, a impreza bardziej towarzyska, która ma
promować bieganie i zdrowy styl życia. Z tego, co zauważyłem, to liczba
startujących stale się powiększa – w tym roku wystartowało ok. 4.500 osób.
Szczerze mówiąc, to w tym roku nie miałem zamiaru tan się pojawić, lecz
zmobilizowała mnie moja dziewczyna Dorota, która bez mojej wiedzy sama się tam
zapisała. Kiedy się o tym dowiedziałem, to nie było już odwrotu i również
musiałem stanąć na trasie biegu.
Oprócz
nas na imprezę zapisali się też rodzice i kilkoro ze znajomych. Kiedy
zjawiliśmy się na miejscu, okazało się że moja mama wzięła również naszego psa,
który chcąc nie chcąc również musiał się przebiec. Ponieważ było bardzo dużo
ludzi, to ja musiałem wziąć psa, aby nic mu się w czasie biegu nie stało.
Cechą
charakterystyczną tej imprezy są czerwone koszuli „Gdańsk Biega”, które co
ciekawe po biegu pojawiają się również na torsach biegaczy podczas innych
biegów na Pomorzu. My również odebraliśmy swoje koszulki, w których także
pobiegliśmy na biegu. Ponieważ Dorota nie jest doświadczonym biegaczem, a
ponadto biegliśmy z psem, zdecydowaliśmy się polecieć krótszą, 3 km trasę. Bieg
zaczynał się i kończył na plaży, wobec czego na tym odcinku było grząsko. Potem
trasa prowadziła po parku Regana, szutrowymi i bitumicznymi alejkami. Impreza
kończyła się tradycyjnym rozdawaniem nagród, jednakże inaczej niż w poprzednich
latach, zamiast losowania, jury wybierało najlepsze wyjaśnienie, dla którego
starowało się w tym biegu, (które wpisywało się przy zgłoszeniu). Ja
najbardziej liczyłem na wygraną Doroty, bo napisała bardzo fajne hasło, którego
nie podam, ale musicie mi wierzyć na słowo ;) Niestety jury poleciało po
całości i nagrodziło wiele wpisów z tak zwaną „wazeliną” dla organizatorów, ale
cóż takie życie. Muszę się przyznać na marginesie, że dwa lata temu kiedy
jeszcze było losowanie nagród, udało mi się wygrać…. 20 wejść do Loopy’s Word
(wielki plac zabaw dla dzieci). Co ciekawe, moje zwycięskie losowanie dotyczyło
karnetów do klubu fitness czy siłowni, dopiero przy odbiorze okazało się że
jednak spikerzy się pomylili… Karnet się nie zmarnował, wykorzystała go
siostrzenica Doroty.
Mimo
że nie wygraliśmy nic, ja najbardziej się cieszyłem, że Dorota w dobrym zdrowiu
ukończyła bieg i dzielnie zmagała się z trasą. Byłem z niej dumny. Może za roku
pobiegniemy 6 km? Czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz