Dawno
już nie zamieszczałem jakiegokolwiek wpisu na blogu, jednakże w końcu nadszedł
ten czas, aby znów się trochę uaktualnić. Mam nadzieję, że to jest początek
moich bardziej aktualnych wpisów, przynajmniej będę się starał aby tak właśnie
było.
Wracając
jednak, do rzeczy, to muszę przyznać, że ostatnio moje bieganie wyglądało
trochę jak ten blog – czyli biegania mało i bez koniecznej regularności. Pomimo
tego, postanowiłem jednak kilka razy wystartować, żeby poczuć trochę atmosferę
zawodów i złapać wiatr w żagle.
Pierwszy
mój start przypadł na Bieg Europejski w Olsztynie, odbywający się 5
października. Na starcie nie stanęło zbyt wielu zawodników, a to chociażby
dlatego, iż limit uczestników wynosił 200 osób. Jeszcze przed tym biegiem
zaliczyłem istną gehennę związaną z elektronicznymi zapisami na zawody, jednak
ostatecznie udało się zapisać. W czasie samego startu dopisała pogoda, bo było
słonecznie, choć niezbyt ciepło. Na tych zawodach udało mi się dobiec na II
pozycji, między innymi dzięki temu, iż jakieś 200/300 m przed metą zawodnik
biegnący bezpośrednio przede mną pomylił trasę. Kiedy zobaczyłem, że biegnie w
złym kierunku krzyknąłem mu nawet, że się pomylił, a potem jeszcze czekałem na
niego, aby dać mu jeszcze szansę na próbę podjęcia walki na finiszu, jednakże
był już tak zrezygnowany, że nie nawiązał rywalizacji i spokojnie dobiegł do
mety, zresztą podobnie jak ja. Sytuacja o tyle mnie zdziwiła, ponieważ meta
była jednocześnie linią startu, a więc każdy biegacz nawet biegnący w tym biegu
po raz pierwszy, powinien znać dokładnie trasę finiszowych metrów. Cóż, jak
widać czasem w sporcie decyduje także szczęście lub jego brak.
Kolejny
start to już pierwszy bieg z cyklu Z biegiem natury. Zawody tradycyjnie
odbywały się w Gdańsku, na trudnej, 5 km trasie. Początkowo planowałem
potraktować ten start jako mocny trening, a po zawodach pójść jeszcze na
stadion pobiec szybkie 500 m, jednakże fakt, że na 2 dni przed zawodami się
przeziębiłem i nie biegałem, skłoniło mnie do rezygnacji z tych ambitnych
planów. Ostatecznie okazało się to dobrym rozwiązaniem, bo mój rywal w walce o
zwycięstwo – Daniel Formela, bardzo dobry duathlonista, od początku narzucał
mocne tempo biegu. Szczególnie obawiałem się, że podczas długiego i
niebezpiecznego zbiegu ucieknie mi na tyle, że nie zdołam go dogonić. Na szczęście
nic takiego się nie stało i niecałe 2 km przed metą, na podbiegu wyszedłem na
czoło stawki, a objętego prowadzenia nie oddałem już do mety. Efektem szybkiego
tempa był nowy rekord trasy, poprawiony chyba o ponad 20 sek.
Następny
bieg to kolejny cykl GP, tym razem przełajów w Lęborku. Co bardziej czujni
czytelnicy wiedzą, że te starty są dla mnie obowiązkiem, bowiem jestem
zawodnikiem Lęborskiego Klubu Biegacza im. Braci Petk, jednakże jak tylko mogę
to z przyjemnością tam przyjeżdżam, bo trasa pozwala zawodnikom się rozpędzić,
będąc dobrym przetarciem przed ważniejszymi startami na szosie. Tym razem na starcie
stanęli między innymi Michał Breszka i Paweł Pietraszke, więc zawodnicy z
pierwszego sortu na pomorskich trasach biegowych. Michał od początku zaczął
dyktować bardzo mocne tempo, jednakże postanowiłem pójść na całość i spróbować
dotrzymać mu tempa. Na pierwszym kole dawałem nawet zmiany, jednakże sił
starczyło tylko do 2 koła. Mimo to ciągle utrzymywałem dobre tempo i w efekcie
bieg zakończyłem na II miejscu, co było dobrym prognostykiem przed dychą w
Gdyni.
Niestety
ostatni tydzień to egzamin na aplikacji oraz wyjazd na południe Polski, co
spowodowało, że biegałem tylko 4 dni. Wszystko więc wskazuje, iż podczas Biegu
Niepodległości będę musiał bardziej opierać się na tzw. „talencie” (cudzysłów
umieściłem umyślnie), niż na zbudowanej na treningach formie. Cóż, takie życie
biegacza amatora…
Na
dziś to tyle, w następnych wpisach spodziewajcie się relacji z imprezy biegowej
„Gdańsk Biega 2013”, a także pojawi się trochę wpisów związanych ze sprzętem do
biegania.
bierz się za trening Kolego, bo ja już powoli zaczynam :-P
OdpowiedzUsuń