Cześć!
Ostatnimi
czasy starałem się pobiegać trochę mocnych treningów, żeby w maju spokojnie
liczyć na udane starty. Wszystko szło dosyć gładko, a forma z każdym akcentem
rosła. Niestety jak to zwykle bywa, jak jest niezła forma, to spada odporność
organizmu. Przez to w zeszłym tygodniu podłapałem jakiegoś wirusa. Oględnie
mówiąc katar i ból gardła, a potem kaszel skutecznie uniemożliwił mi realizację
założonych treningów.
Mimo
wszystko, bo kilku dniach przeziębienia, postanowiłem pojechać na start do Lęborka,
de facto po to, aby być
klasyfikowanym w całym cyklu. Mimo że drażnił mnie jeszcze kaszel, od początku
optymistycznie ruszyłem przed siebie, łatwo obejmując prowadzenie. Sił
starczyło ledwie na 1 km, szkoda tylko że bieg liczył ich aż 6... Reszty dystansu
aż szkoda opisywać, dość powiedzieć, że po 4 km dostałem takiej kolki że
musiałem się zatrzymać, a ostatnie 2 km przebiegłem po 4:30.... Dramat. Mogę
jednak śmiało powiedzieć, że bieganie w czasie i zaraz po chorobie to nie jest
najlepszy pomysł - szczerze odradzam. Dalej całą sobotę czułem się już źle,
dostałem nawet temperatury. Wobec tego w niedziele odpuściłem całkowicie.
W
nowy tydzień wszedłem spokojnym i krótkim wybieganiem, powoli łapiąc wiatr w
żagle. Pierwsze szybsze bieganie zaplanowałem na czwartek, kiedy to zamierzałem
polecieć II zakres w ilości 12 km. Mimo że czułem miękkie i słabe nogi,
spokojnie i bez większych problemów poleciałem w średnim tempie 3:31 na km.
Przyznam szczerze że łatwość z jaką przyszło mi bieganie na tych prędkościach
była dla mnie prawdziwym szokiem, pozostaje tylko żałować, że się rozchorowałem
i część formy uleciała...
Piątek
znowu odpoczywałem na rozbieganiu, a w sobotę zaplanowałem 8 km tempa. Za radą
Daniela, wskoczyłem na 400 m odcinki, biegane na krótkiej przerwie - była to
opcja bezpieczna, żeby nie zajeżdżać organizmu od razu po chorobie. Trening
poszedł również dobrze, wszystkie 20 odcinków biegałem w tempie poniżej 3:00 na
km i szybciej, a na ostatnie 10 ubrałem jeszcze kolce, co jeszcze dodatkowo
wpłynęło na poprawę szybkości. Wiedziałem że muszę pobiegać w kolcach choć
trochę, bo już na środę szykuje się mocny akcent o łącznej długości 6 km i wszystko
w kolcach, więc trzeba było nogi przyzwyczaić do większych napięć. Za to dziś
zapłaciłem zakwasami na łydkach, ale mam nadzieję że dzięki temu będę mniej
cierpiał w środę...
Na
zakończenie parę wiadomości z Polski. W
środę odbyła się dekoracja Z biegiem Natury, gdzie zająłem ostatecznie
II miejsce w cyklu GP. Musiałem w tym roku uznać wyższość Łukasza, więc na
następny rok będę musiał pokazać mu swoje plecy, żeby role się zamieniły.
Ponadto, chłopaki (Daniel i Łukasz) pojechali dziś na zawody na 10 km w ramach
Orlen Warsaw Marathon 2014. Łukasz pobiegł bardzo wartościowy wynik - 30:34, natomiast
Daniel - 31:58. Przy czym ani wynik Daniela, ani Łukasza nie dziwi, Łukasz od
jakiegoś czasu wykazuje wzrost formy, w końcu odpaliło u niego na dobre.
Daniel, podobnie jak ja, jest dopiero w fazie budowy najwyższej formy. Od
siebie mogę tylko dodać, że jeżeli w końcu trening będzie szedł bez zakłóceń,
to mam nadzieję, że wspólnie z Danielem już od końca maja będziemy mocno deptać
Łukaszowi po piętach. Taki przynajmniej jest plan. Osobiście jestem przekonany,
że wynik poniżej 31 minut na 10 km jest całkowicie realny w tym sezonie, a kto
wie, może zaskoczę sam siebie i znowu zrobię 1 minutowy progres, co pozwoliłoby
na bieganie 30:30. Pamiętam że zdarzało się już tak, że moje wyniki zaskakiwały
mnie samego, nie mam nic przeciwko, żeby doświadczyć tego uczucia po raz
kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz