Cześć!
Ponad
2 tygodnie temu, postanowiłem pojawić się na zawodach w Lęborku, na Biegu Św.
Jakuba, który miał miejsce 26 lipca. Start ten stanowił zwieńczenie mojej
podbudowy, a uważam że zawsze warto wykonać taki start kontrolny, aby mniej
więcej wiedzieć na czym się aktualnie stoi "z robotą".
Jak
zwykle pod koniec lipca, pogoda dobija do rekordów ciepła w danym roku, nie
inaczej było i w tym roku. Na szczęście tego dnia słońce od czasu do czasu
chowało się za chmurami, ale nie zmienia to faktu że było w okolicach 28 stopni
w cieniu - nie jest wymarzona to pogoda na zawody na 10 km... trzeba tutaj
oddać organizatorom, że trasa pod względem nawadniania zawodników jest
przygotowana bardzo dobrze - na ok. 2,5 pętli były dwa punkty z wodną kurtyną,
a także 3 punkty z kubkami z wodą. Na szczęście kurtyny tego roku nie były
"zobowiązujące", tj. można było je ominąć, albo wbiec w nie tylko
nieznacznie się zamaczając. Duży plus dla organizatora.
Na
zawody udałem się z Danielem i Mateuszem. Podróż minęła nam całkiem dobrze.
Dzięki dużej plenerowej imprezie odbywającej się w Gdyni, korki tworzyły się
właśnie w stronę Gdyni, a nie, jak to zwykle bywa w lecie, w stronę Helu i
Lęborka.
Na
starcie jak zwykle pojawiło się kilku dobrych "uliczników", min. Emil
Dobrowolski, Łukasz Kujawski, Łukasz Oskierko, Paweł Pietraszke i inni. Ja
wiedziałem, że w tego dnia muszę mieć się na baczności, po pierwsze ze względu
na wysoką temperaturę, którą źle znoszę, a po drugie ze względu na moje miejsce
w okresie treningowym - praktycznie bez tempa od 6 tygodni musiało się
negatywnie odbić na formie. Postanowiłem pierwsze 5 km polecieć w 16:15 (po
3:15), a potem ewentualnie zacząć przyspieszać. Plan okazał się dobry. Zacząłem
bieg praktycznie w 3 grupie, tuż za Błażejem Królem. Pierwszy kilometr w 3:17,
czyli spokojnie. Jednakże cały czas, mimo że nie było oznaczonych kolejnych km,
musiałem biec równo, bo kolejny oznaczony km - piąty - wyszedł łączny czas
16:16, czyli niemalże idealnie. No niestety wtedy dopiero wyszły braki w
treningu tempowym. Ani rusz nie szło przyspieszyć... Niby na ostatnim kole starałem
się szarpnąć, ale wyszło z tego nieznaczne przyspieszenie. Finiszu tez nie
było, co spowodowało przegranie 8 miejsca w biegu na ostatnim kilometrze -
szkoda.
Bieg
ukończyłem na niezłym 9 miejscu, z czasem 32:51. Może nie jest to jakieś nie
wiadomo co, ale rok temu, kiedy jednak byłem lepiej przygotowany, pobiegłem
tutaj ok. 33:30... Mimo wszystko uważam że jest to niezły prognostyk. W ciągu
miesiąca, czy dwóch może się wszak wiele wydarzyć. Mam nadzieje, że w moim
przypadku będzie raczej wiele dobrego i będę mógł na jesieni, w lepszych
warunkach termicznych, myśleć o złamaniu magicznej dla mnie bariery 31 min.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz