Cześć!
Dzisiaj
obiecana relacja z Halowych Mistrzostw Polski, które w weekend odbyły się w
Toruniu. Dla mnie był to bardzo pracowity weekend, bo w sobotę startowałem na
1500 m, a w niedzielę na 3000 m. Na obu dystansach zapowiadało się bardzo mocne
bieganie, bo średnia jeżeli chodzi o poziom biegów pod dachem mocno wzrosła, co
w mojej opinii wynika wprost z poprawy infrastruktury w naszym kraju.
Na
1500 m jechałem z myślą o poprawie rekordu z niedzieli, czyli połamanie bariery
3:54. Po niedzieli byłem szczerze przekonany, że przy bardzo podobnym biegu
będę w stanie wytrzymać ostatnie koło dużo lepiej niż poprzednio. Zawodnicy
startujący na "półtoraka" zostali rozdzieleni na 2 serie - pierwsza składała
się z właściwie wszystkich, którzy osiągnęli minimum na Halowe Mistrzostwa
Europy, a w drugiej została ustawiona cała reszta. Dla mnie taki układ był
optymalny, bo mogłem przewidywać, że tempo pierwszego kilometra będzie
oscylowało w granicach 3:33/34, czyli tak jak w poprzednim biegu. Z takiego
kilometra dobry zawodnik jest w stanie pobiec 3:47/48, więc przewidywałem że
jak zamknę grupę, będę mógł podjąć próbę pobicia PB. Mniej więcej po 500 m
zaczęły się jednak schody. Biegło mi się bardzo ciężko i z trudem utrzymywałem
kontakt z grupą. Kilometr pokonałem w ok. 2:36 i wtedy byłem już sekundę za
prowadzącymi. Mimo podejmowanych prób nogi tego dnia odmawiały współpracy. Skończyło
się na rozczarowującym 3:58... Czas kiepski, w ciągu kilku dni w biegach
rozgrywanych praktycznie w takim samym tempie osiągnąłem zgoła różne wyniki. Na
marginesie muszę dodać, że seria w której biegłem okazała się tą szybszą, gdyż lepsi
zawodnicy z pierwszej serii chyba zbyt zajęli się rywalizacją między sobą i
zapomnieli, że w drugiej będą startowali zawodnicy na poziomie ok. 3:48...
Skończyło się na tym, że cała medalowa trojka została wyłoniona w drugiej
serii. Dla mnie było to jednak marne pocieszenie, bo wtedy stwierdziłem, że do
startu na 3000 m muszę podejść z dużą pokorą, bo ewidentnie zaliczałem spadek
formy.
Bieg
na 3000 m, który planowany był na 2 serie, został jednak rozegrany w jednym biegu. Na kresce miało więc stanąć 16 zawodników, wśród których kilku legitymowało
się wynikami poniżej 8:00, albo w granicach tego rezultatu. Także i tym razem
spodziewałem się szybkiego biegu, bo przypuszczałem, że kilku zawodników,
którzy zostali wyeliminowani ze startu na Mistrzostwach Europy na 1500 m, będzie
chciało powetować sobie porażkę próbą zrobienia minimum na 3000 metrów. Jakiekolwiek
jednak były powody, trzeba przyznać, że tempo biegu było bardzo mocne. 16
osobowa ekipa zawodników szybko rozciągnęła się na jakieś 30 metrów, idealny
pociąg do szybkiego biegania. Czołówka kręciła tempo na złamanie 8:00, cała
reszta próbowała utrzymać się za nimi. Ja starałem się nie szarpać, ustawiłem
się niemalże na końcu stawki, a i tak pierwsze "500" było za
szybko... Na zawodach tej rangi trzeba być jednak gotowy na szarpane tempo,
albo mocne początki. Brak tolerancji dużych prędkości zwykle oznacza niepowodzenie
i bardzo wolną końcówkę biegu, co w rezultacie przekłada się na końcowy wynik. Ale
wracając do samego biegu - po cichu liczyłem na bieganie poniżej 8:20
(przynajmniej tak sądziłem w niedzielę tydzień wcześniej), jednak w czasie
zawodów starałem się biec możliwie równo i nie marnować sił na rwanie tempa. Czułem
się lepiej niż dzień wcześniej - rano widziałem się jeszcze z moją Menadżerką i
partnerką w jednej osobie - Dorotką, dzięki której do startu podszedłem
zrelaksowany i zmotywowany. Trudno było jednak walczyć, kiedy przychodzi dołek
formy... Na pocieszenie pozostawał fakt, że udało mi się stoczyć dobrą walkę z
jednym z zawodników, który na dystansie kilkukrotnie mnie wyprzedzał, na 200 m ścigaliśmy się, aby ostatecznie wpaść na metę ok.
0,2 sekundy przed nim. Czas, który jest jednocześnie moją nową bezwzględną
życiówką wynosi od wczoraj 8:25,29. Wystarczyło to do zajęcia 9. miejsca. Przyznam,
że liczyłem na lepszy wynik, ale przynajmniej będzie co poprawiać na otwartym
stadionie.
Tym
samym zakończyłem w tym roku przygodę z halą. Szkoda że na samych Mistrzostwach
nie zaprezentowałem się najlepiej, ale może powetuję sobie tę zniżkę formy już
startach w przełajach. Treningowo można ten okres jednak uznać za bardzo udany.
Zaliczyłem kilka mocnych biegów, więc liczę że będzie to procentowało wiosną i
latem. Już niedługo będziemy ruszać ze startami w przełajach, być może jeszcze przed
Mistrzostwami Polski uda się pościgać jeszcze z pomorską czołówką biegaczy w
jednym z biegów organizowanych przez POMOZLA. Byłaby to wyśmienita okazja do sprawdzenia
się w poważnej stawce mocnych zawodników.