Cześć,
Mój ostatni
start w tym roku, przypadł na półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu, bo dwa
dni później dorwała mnie angina i przez tydzień praktycznie nie wychodziłem z
łóżka z powodu choroby. Szczęście w nieszczęściu, że choroba przypadła na okres
roztrenowania. Mimo to musiałem zrezygnować ze startu w zawodach „z biegiem
natury”, dlatego pewne stało się, że już więcej w tym roku nie wystartuję.
Mój
debiut w półmaratonie zaplanowałem chwilę przed biegiem w Gdyni 11 listopada.
Pomyślałem, że koniec sezonu to dobry moment na spróbowanie sił na nowym
dystansie. Wiedziałem, że może być śnieg i zimno, ale po udanym biegu w Gdyni
byłem optymistycznie nastawiony. Przygotowanie nie przebiegły zbyt udanie, gdyż
ze względu na inne obowiązki nie mogłem wykonać wszystkich akcentów, które
planowałem. Skończyło się na kilku zakresach oraz jednym treningu tempowym,
czyli 3 x 4km w zakładanym tempie startowym, co mogło napawać optymizmem…
Do
Torunia wyjechaliśmy w dzień startu, tak, więc musiałem wstać dosyć wcześnie. Po
przybyciu na miejsce dosyć szybko odnaleźliśmy stadion miejski, gdzie była
meta. Z tego miejsca autobusy woziły zawodników na start, który z kolei miał
być na nowo oddanym do użytku moście. Niestety jak dla mnie, na start
stawiliśmy się za późno, nie było, więc czasu na porządną rozgrzewkę.
Praktycznie po 10 min truchtu musiałem lecieć na koniec stawki do depozytu,
gdzie zostawiłem rzeczy, czyli jakieś 15 min. przed rozpoczęciem biegu byłem
już ubrany na krótko. Co więcej, przez spóźnialskich, a także przedłużające się
przemówienia VIP-ów, start opóźnił się dodatkowo o 10 min., tak więc jak łatwo
policzyć jakieś 25 minut stałem na mrozie w krótkich getrach… Zaraz po starcie
ustawiłem się na 4 pozycji, dając się wyprzedzić 3 - osobowej grupie
zawodników, jednak bardzo szybko też udało mi się zwiększyć przewagę nad
kolejnymi biegnącymi. Pierwsza część trasy prowadziła ulicami Torunia i tutaj
mogę powiedzieć, że był duży zgrzyt. Trasa była kompletnie nieoznaczona.
Ponieważ startowałem tutaj po raz pierwszy, to nie wiedziałem, dokąd biec, tym bardziej,
że biegłem sam, a na zakrętach, co chwila traciłem z oczu prowadzącą grupę. Skończyło
się na tym, że 2 razy skręciłem nie tam gdzie trzeba, więc już potem po prostu
pytałem przechodniów, dokąd mam biec (sic!).
Takie warunki panowały na drugiej części trasy (fot. MaratonyPolskie.pl) |
Dalsza część trasy prowadziła zaśnieżonymi i śliskimi leśnymi ścieżkami. Co
więcej, raz musiałem się zatrzymać żeby załatwić potrzebę… Skończyło się bardzo
przeciętnym 1:14 z jakimś kawałkiem i 4 miejscem w biegu, co absolutnie nie
jest wynikiem który mnie może zadowalać. Mój debiut nie był zbyt udany, jednak
nie załamywałem się za bardzo, bo wiedziałem, że będzie mnie czekał zasłużony
odpoczynek od treningów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz