niedziela, 5 stycznia 2014

Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu



Cześć,
Mój ostatni start w tym roku, przypadł na półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu, bo dwa dni później dorwała mnie angina i przez tydzień praktycznie nie wychodziłem z łóżka z powodu choroby. Szczęście w nieszczęściu, że choroba przypadła na okres roztrenowania. Mimo to musiałem zrezygnować ze startu w zawodach „z biegiem natury”, dlatego pewne stało się, że już więcej w tym roku nie wystartuję.

            Mój debiut w półmaratonie zaplanowałem chwilę przed biegiem w Gdyni 11 listopada. Pomyślałem, że koniec sezonu to dobry moment na spróbowanie sił na nowym dystansie. Wiedziałem, że może być śnieg i zimno, ale po udanym biegu w Gdyni byłem optymistycznie nastawiony. Przygotowanie nie przebiegły zbyt udanie, gdyż ze względu na inne obowiązki nie mogłem wykonać wszystkich akcentów, które planowałem. Skończyło się na kilku zakresach oraz jednym treningu tempowym, czyli 3 x 4km w zakładanym tempie startowym, co mogło napawać optymizmem…

            Do Torunia wyjechaliśmy w dzień startu, tak, więc musiałem wstać dosyć wcześnie. Po przybyciu na miejsce dosyć szybko odnaleźliśmy stadion miejski, gdzie była meta. Z tego miejsca autobusy woziły zawodników na start, który z kolei miał być na nowo oddanym do użytku moście. Niestety jak dla mnie, na start stawiliśmy się za późno, nie było, więc czasu na porządną rozgrzewkę. Praktycznie po 10 min truchtu musiałem lecieć na koniec stawki do depozytu, gdzie zostawiłem rzeczy, czyli jakieś 15 min. przed rozpoczęciem biegu byłem już ubrany na krótko. Co więcej, przez spóźnialskich, a także przedłużające się przemówienia VIP-ów, start opóźnił się dodatkowo o 10 min., tak więc jak łatwo policzyć jakieś 25 minut stałem na mrozie w krótkich getrach… Zaraz po starcie ustawiłem się na 4 pozycji, dając się wyprzedzić 3 - osobowej grupie zawodników, jednak bardzo szybko też udało mi się zwiększyć przewagę nad kolejnymi biegnącymi. Pierwsza część trasy prowadziła ulicami Torunia i tutaj mogę powiedzieć, że był duży zgrzyt. Trasa była kompletnie nieoznaczona. Ponieważ startowałem tutaj po raz pierwszy, to nie wiedziałem, dokąd biec, tym bardziej, że biegłem sam, a na zakrętach, co chwila traciłem z oczu prowadzącą grupę. Skończyło się na tym, że 2 razy skręciłem nie tam gdzie trzeba, więc już potem po prostu pytałem przechodniów, dokąd mam biec (sic!).

Takie warunki panowały na drugiej części trasy (fot. MaratonyPolskie.pl)
        Dalsza część trasy prowadziła zaśnieżonymi i śliskimi leśnymi ścieżkami. Co więcej, raz musiałem się zatrzymać żeby załatwić potrzebę… Skończyło się bardzo przeciętnym 1:14 z jakimś kawałkiem i 4 miejscem w biegu, co absolutnie nie jest wynikiem który mnie może zadowalać. Mój debiut nie był zbyt udany, jednak nie załamywałem się za bardzo, bo wiedziałem, że będzie mnie czekał zasłużony odpoczynek od treningów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz