Cześć!
Ostatni
tydzień przed Mistrzostwami Polski w biegach przełajowych mieliśmy zaplanowany
strat kontrolny na 5 km w City Trial Trójmiasto, a także jeden pobudzający
akcent na treningu.
W
zeszłą niedzielę stawiłem się w Gdyni na nowej trasie w ramach w/w cyklu. Poprzednia
okazała się chyba zbyt wymagająca, ponieważ obfitowała w sporą liczbę mocnych i
długich podbiegów, więc organizatorzy postawili na nową lokalizację. Obecna
jest zdecydowanie szybsza, a duża liczba zbiegów pozwala na osiągania niezłych
rezultatów.
Niestety
choroba pokrzyżowała plany moim dwóm rywalom - Danielowi i Łukaszowi. Ten drugi
w ogóle nie pojawił się na starcie, a Daniel wprawdzie zdecydował się
wystartować, ale był osłabiony od choroby. Oprócz Daniela, za głównych
faworytów uchodzili także Michał Rolbiecki i Michał Czapiński. Start był bardzo
spokojny, cała czołówka dała się wyszaleć zawodnikowi, który początkowo zaczął
bardzo szybko, ale został dogoniony już przed 1 km. Potem na prowadzenie
wyszedł Daniel i Michał Rolbiecki, którzy nadawali ton rywalizacji. Niestety na
jednym z zakrętów, w okolicach połowy trasy prowadzący Michał się przewrócił. W
geście fair play, cała czołowa trójka poczekała na niego, ale już przy
tabliczce z 3 km wyszedłem na czoło grupy i znowu zaczęliśmy podkręcać tempo. Potem
zmianę dał znowu Michał Rolbiecki, a w tym samym czasie zaczął odpadać Daniel, odczuwający
skutki przeziębienia. Pechowo jednak dla prowadzącej 3 - czyli dwóch Michałów i
mnie, na rozwidleniu dróg pomyliliśmy trasę! Na szczęcie Daniel i jeden z
kibiców nas zawołali, więc jeszcze mieliśmy szansę się cofnąć i spróbować gonić
Daniela, który niespodziewanie wyszedł na czoło. Szczerze mówiąc trochę wtedy
spanikowałem, bo z 2 miejsca spadłem na 4... Postanowiłem nie poddawać się i
szybko zerwałem się do odrabiania strat. Przed ostatnim podbiegiem byłem już na
3 pozycji. Ostatni podbieg oznaczał także spore zwężenie, które bardzo
utrudniało wyprzedzanie, dlatego zaczęliśmy biec gęsiego. Jednak wtedy zaczął
krzyczeć Trener mobilizując nas do mocnego zrywu. Z racji tego, że wciąż miałem
sporo sił, zmieniłem rytm i postanowiłem biegnąc po krzakach wyprzedzać moich
rywali. Dzięki temu udało się szybko wyrobić sporą przewagę, którą dowiozłem do
mety. Czas może nie był rewelacyjny, ale było trochę przygód na trasie, a mocna
i szarpana końcówka i tak dała mi się we znaki. Na drugim miejscu dobiegł
Michał Czapiński, trzeci był Daniel. O dziwo, Michał Rolbiecki zakończył
rywalizację dopiero na piątej pozycji.
Po
dwóch dniach odpoczynku na środę mieliśmy zaplanowany mocny akcent na
stadionie. Okazało się, że mocne przetarcie w kolcach na stadionie bardzo
przydało się podczas Mistrzostw Polski, bowiem tam trasa była szybka i płaska,
wobec tego trzeba było przygotować nogi do dużych prędkości przelotowych. Nie
zmienia to faktu, że środowy trening przypłaciłem zakwaszonymi łydkami, które
puściły praktycznie dopiero w dniu startu. Czułem się jednak dobrze i byłem gotowy
na rywalizację w krajowym czempionacie.
Krakowska
trasa przełajów była faktycznie bardzo szybka. Prowadziła ona po parkowej
łączce, znajdowało się na niej zaledwie jedno niewielkie wzniesienie, a sama
trasa nie była zbyt kręta. Wiedziałem, że taki profil będzie promował szybkich
biegaczy, preferujących bardziej "stadionowy" styl biegania, czyli takich
jak ja. Przed biegiem przyjąłem taktykę spokojnego przesuwania się w kierunku
czoła biegu, bo spodziewałem się, że początek może być szybki, a chciałem
uniknąć zbędnych przepychanek, które zwykle kosztują dużo sił, których w
kluczowych momentach może zabraknąć. Bieg zacząłem w połowie stawki, jednak od
razu zorientowałem się, że pewnie za wolno, bo wielu biegaczy na samym starcie mnie
obiegło i zablokowało mój tor biegu. Przez to na pierwszych 300 m musiałem
obiegać po zewnętrznej stronie, ale dzięki temu miałem z kolei otwarte pole do
spokojnego i równego przesuwania się do czoła stawki. Powoli przeskakiwałem
kolejnych wywali i w połowie stawki byłem już w pierwszej dziesiątce biegu. Na
3 km wyklarowała się już sytuacja, bowiem pierwsza trójka biegaczy sporo
odskoczyła, a ja byłem bardzo blisko zawodników z pozycji 4 do 7. Wtedy też zaczęło
się szarpanie tempa i ława zawodników biegnących za mną zaczęła lekko puszczać.
Tuż na początku ostatniego koła Trener krzyknął mi, żebym zmienił rytm biegu,
co bardzo pomogło mi przetrwać kryzys na ostatnim kole. Zwykle bowiem biegam
długim stadionowym krokiem, który jest skuteczny, dopóki starcza sił. Potem
niestety trzeba zmienić rytm i skupić się na jak najszybszym i aktywnym
stawianiu stopy na ziemi po jej wybiciu z podłoża, dzięki czemu można utrzymać
dobre tempo, a często nawet i przyspieszyć. Wtedy właśnie zacząłem walkę aby
utrzymać się na plecach 6 zawodnika, co nie było łatwe, bo w pewnych momentach
zaczynałem tracić do niego 2 - 3 metry. Jednakże w takiej sytuacji bardzo
pomocnym okazało się to niewielkie wzniesienie, gdzie odrobiłem stratę do
rywali. Ostatnie 400 metrów to walka o utrzymanie pozycji, wśród okrzyków
znajomych i trenerów. Wydawało mi się, że mogę mieć jeszcze siły na ostatni
zryw, jednak chciałem poczekać z nim do ostatniej chwili, żeby nie popełnić
"falstartu", tak jak to miało miejsce w biegu w Gdyni... Na ostatnich
80 m do linek odgradzających trasę podbiegł Trener, dając sygnał do ataku. Mocno
zmobilizowany znowu ruszyłem, wykładając wszystko co mam na ostatnie metry. Szybko
wyskoczyłem na 5 pozycję, goniąc 4 zawodnika w stawce, a z drugiej strony
broniąc się przed atakami miniętych przed chwilą rywali. Udało się! 5 miejsce
na Mistrzostwach Polski Seniorów stało się faktem. Do 4 zawodnika straciłem 1
sekundę, ale warto zauważyć, że 1 sekundę za mną przybiegł kolejny zawodnik. Jak
to zwykle bywa na krótkim dystansie - bardzo ciasno. Przed biegiem
cieszyłbym się z miejsca w okolicach pierwszej "10", a okazało się,
że dobiegłem w czołówce... Na marginesie muszę jednak przyznać, że do medalu
zabrakło jakieś 16 sekund, więc tutaj już różnica była spora... Mimo wszystko
uważam, że solidnie wykonana praca z Trenerem przyniosła dobre efekty, a forma
na przełaje została trafiona w punkt, bo gaz przyszedł na główną imprezę. No
ale tutaj to już zasługa Trenera Szałacha, ja musiałem tylko to pobiec.
Trzeba
zauważyć, że Daniel też ładnie pozbierał się po chorobie, bo ten sam bieg
ukończył na 13. pozycji, przez większą część dystansu biegnąc bardzo blisko
mnie. Nasz klub - LKB Braci Petk Lębork, zajął 4 miejsce w klasyfikacji
drużynowej, co w mojej ocenie jest również dużym sukcesem.
Podsumowując,
bardzo udane zawody, na sam koniec jesiennego sezonu. Teraz nie zwalniamy
kroku, bo już za cztery miesiące kolejne przełajowe Mistrzostwa Polski, a
wcześniej - być może również z moim udziałem - także halowe.
Co tam w trawie piszczy na froncie ??? ;-p
OdpowiedzUsuń