środa, 8 stycznia 2014

Zaczynamy robotę!



Cześć!

            Od kilku dni powoli wracam do treningów. Zacząłem już 1 dnia stycznia, kiedy to przebiegłem z chłopakami jakieś 10 km w spokojnym tempie. Naiwnie liczyłem, że już kilka dni później będę mógł polecieć pierwszy zakres, jednak okazało się to niemożliwe. Już 2 stycznia zaczął jednak doskwierać mi uciążliwy ból w biodrach, prawdopodobnie wynikający z tego, że dawno nie biegałem i organizm musiał przyzwyczaić się znowu do obciążenia. Ból ten był połączeniem mrówek i punktowego wbijania wielkiej szpili. Nie trudno się domyślić, że skutecznie odbierało to przyjemność z biegania. Co więcej, w sobotę musiałem zupełnie odpuścić bieganie, bo ból blokował mi nogi. W praktyce wyglądało to tak, że wyszedłem i przebiegłem 100 metrów, po czym musiałem się wrócić do domu. W niedziele wyglądało to już trochę lepiej, bo z zaciśniętymi zębami przebiegłem z chłopakami 2 godzinne rozbieganie, podczas którego strasznie marudziłem na moją dolegliwość.

            Na szczęście już 2 dzień jest dużo lepiej, co automatycznie przełożyło się na poprawę prędkości na wybieganiach, no i oczywiście na większy komfort treningu. Dzięki temu myślę, że już w sobotę będę mógł zacząć biegać zakresy, a przygotowania do sezonu 2014 oficjalnie uznać za otwarte!

wtorek, 7 stycznia 2014

Mistrzowskie Święta!

Cześć!

            Zacznę może od tego, że moje szanse na to, abym dostał się na Mistrzostwa Świata są takie same, jak to, że na imprezę mistrzowską dostanie się polska reprezentacja w piłce nożnej. W obu przypadkach prawdopodobieństwo można mierzyć w promilach, a nie w procentach. Jedyną nadzieją (dla mnie i dla nich), jest kupno biletów. Niestety w odróżnieniu od Błaszczykowskiego, pseudonim „Bileter” nie mam dojść żeby załatwić darmowe wejściówki dla siebie i jeszcze dla 6 członków rodziny.

            Od czego są jednak Święta! Okazało się, że pod choinką znalazłem 2 bilety na Halowe Mistrzostwa Świata w lekkiej, które będą odbywały się w hali Ergo w Gdańsku w marcu!!! W rolę Mikołaja wcieliła się niezawodna Dorota vel. „Menago”. Dzięki temu będziemy mogli zobaczyć wszystkie finałowe konkurencje odbywające się ostatniego dnia imprezy! Mam nadzieję, że będzie w tym dniu  nie raz okazja żeby oklaskiwać polskich atletów, zdobywających medale, bo w przeciwnym razie będę musiał sam wkroczyć do akcji :) Spodziewajcie się relacji na blogu z tej imprezy.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Zabawki biegacza



Cześć!

            Dzisiaj postanowiłem pokrótce omówić sprzęt elektroniczny, który przydaje się każdemu biegaczowi podczas uprawiania tej dyscypliny sportu.

            Na pierwszy ogień pójdzie mój najlepszy sprzęt – Polar RS 200. Kupiłem go chyba w wieku 18 lat (już teraz nie pamiętam). Jak na tamte czasy był to średniej klasy sportester firmy Polar, który jednak posiadał wszelkie niezbędne funkcje do prawidłowego monitoringu treningu. Wtedy jeszcze zegarki z gps nie były tak popularne, a po drugie były bardzo drogie, więc nie zdecydowałem się na zakup zegarka z takim modułem.
Polar RS 200. Jedyną do tej pory wymienianą przeze mnie częścią zestawu jest materiałowy pasek.
            Główną zaletą sportesterów firmy Polar jest bardzo dokładny i niemalże niezawodny pomiar tętna. W zasadzie poza przypadkami, kiedy bateria zbliża się do wyczerpania, nie mam żadnych problemów z prawidłowym odczytem tętna, nawet teraz, po 9 czy 10 latach. Sygnał z nadajnika jest kodowany, więc nie ma problemów z bieganiem w grupie z innymi posiadaczami tego typu sprzętu. Obsługa jest bardzo prosta, intuicyjna, w zasadzie wymaga tylko znajomości podstaw języka angielskiego. Wyświetlacz jest duży i czytelny. W moim modelu można wybrać sobie, która z informacji ma pojawiać się w największym polu – czas ogólny, czas międzyczasu, czy tętno. Oprócz danych wyświetlanych w centralnym miejscu, powyżej i poniżej znajdują się inne dane treningu, czyli np. tętno, godzina, czas ogólny treningu. Oczywiście istnieje możliwość zaprogramowania sobie interesującego nas treningu, czyli ustawić interwały, bądź na przykład na rozbieganiu, aby zegarek pikaniem informował o przekroczeniu wyznaczonej przez nas strefy tętna. Osobiście nie korzystam z tych opcji, bo nie mam nigdy czasu na zabawę zegarkiem, ale miło, że taka możliwość jest dana. Dzięki dobremu podświetleniu wieczorami można dokładnie sprawdzić interesujące nas wskazania, nawet, kiedy jest deszcz, a zegarek jest mokry. Co więcej można uruchomić sobie opcję trybu nocnego, dzięki czemu po wciśnięciu dowolnego przycisku tarcza od razu się podświetla. Fajną rzeczą, z której często korzystam jest możliwość włączenia podświetlenia zegarka podczas zbliżenia go do czujnika położonego na klatce. Dzięki temu można po ciemku przez podniesienie ręki sprawdzić czas i tętno. Zdecydowanie gorzej za to wygląda opcja włączenia międzyczasu po zbliżeniu zegarka do klatki piersiowej – często międzyczasy włączały mi się, podczas gdy tylko chciałem zobaczyć coś na zegarku i podnosiłem rękę. Kolejnym, ale chyba ostatnim minusem jest trochę mała liczba plików, które zegarek pamięta, bo tylko 16. Jednakże dla biegających tak jak ja, czyli raz dziennie to i tak jest ponad 2 tygodnie biegania, więc dla mnie całkowicie wystarczająco. Dla posiadaczy nowszych zegarków minusem zapewne byłby też brak możliwości szybkiego zgrania treningów na komputer. Powiem szczerze, że jeszcze nie miałem przyjemności zgrywać swoje treningi na kompa, więc jakoś specjalnie nie odczuwam braku tej opcji.
            Teraz mój model chyba nie jest już w sprzedaży, ale jego bezpośrednim następcą jest Polar RS 300, który to model nie różni się za wiele od starego RS 200. Mimo że przez lata mój Polar służy mi bardzo dobrze, to ostatnimi czasy zauważyłem, że niewątpliwie przydałby się również pomiar gps, czego ten zegarek nie posiada. Wciąż marzę, więc o nowym Polarze RC 3 HR, który inaczej niż inne zegarki tej marki posiada wbudowany czujnik gps w samym zegarku (inne mają niewielki czujnik na ramieniu). Jednakże cena ok. 1000 zł skutecznie wstrzymuje mnie przed jego zakupem. Zobaczymy, może kiedyś się dorobię.
Timex. Moim ulubionym rozwiązaniem w tym modelu jest przycisk "start-lap" bezpośrednio pod ekranem, co ułatwia złapanie międzyczasu nawet przy szybkim biegu.
            Drugim zegarkiem, który regularnie używam jest Timex CR2025. Zdecydowanie dużą zaletą zegarków tej firmy jest przełożenie ceny na jakość. Za swój zegarek dałem jakieś 120 zł, a posiada 100 międzyczasów z opcją zapamiętywania, timerem, możliwością ustawienia interwałów, budzik, czyli wszystko, co potrzeba. Dodatkowo duży wyświetlacz i intuicyjna obsługa sprawiają, że jest to idealny zegarek dla biegacza na każdą kieszeń. Bardzo często używam go na treningach tempowych, bo wtedy nie potrzebuję większego modelu Polara (wtedy nie mierzę tętna), a poza tym stoper jest dokładny do setnej części sekundy, co przydaje się przy bieganiu krótkich i szybkich odcinków. Minusy? Jak do tej pory nie znalazłem…
Z tego ujęcia przycisk o którym mówiłem wyżej jest lepiej widoczny.
            Ok, to by było na tyle z biegowego sprzętu elektronicznego, który używam. A Wy, z jakich zegarków korzystacie?

niedziela, 5 stycznia 2014

Półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu



Cześć,
Mój ostatni start w tym roku, przypadł na półmaraton Świętych Mikołajów w Toruniu, bo dwa dni później dorwała mnie angina i przez tydzień praktycznie nie wychodziłem z łóżka z powodu choroby. Szczęście w nieszczęściu, że choroba przypadła na okres roztrenowania. Mimo to musiałem zrezygnować ze startu w zawodach „z biegiem natury”, dlatego pewne stało się, że już więcej w tym roku nie wystartuję.

            Mój debiut w półmaratonie zaplanowałem chwilę przed biegiem w Gdyni 11 listopada. Pomyślałem, że koniec sezonu to dobry moment na spróbowanie sił na nowym dystansie. Wiedziałem, że może być śnieg i zimno, ale po udanym biegu w Gdyni byłem optymistycznie nastawiony. Przygotowanie nie przebiegły zbyt udanie, gdyż ze względu na inne obowiązki nie mogłem wykonać wszystkich akcentów, które planowałem. Skończyło się na kilku zakresach oraz jednym treningu tempowym, czyli 3 x 4km w zakładanym tempie startowym, co mogło napawać optymizmem…

            Do Torunia wyjechaliśmy w dzień startu, tak, więc musiałem wstać dosyć wcześnie. Po przybyciu na miejsce dosyć szybko odnaleźliśmy stadion miejski, gdzie była meta. Z tego miejsca autobusy woziły zawodników na start, który z kolei miał być na nowo oddanym do użytku moście. Niestety jak dla mnie, na start stawiliśmy się za późno, nie było, więc czasu na porządną rozgrzewkę. Praktycznie po 10 min truchtu musiałem lecieć na koniec stawki do depozytu, gdzie zostawiłem rzeczy, czyli jakieś 15 min. przed rozpoczęciem biegu byłem już ubrany na krótko. Co więcej, przez spóźnialskich, a także przedłużające się przemówienia VIP-ów, start opóźnił się dodatkowo o 10 min., tak więc jak łatwo policzyć jakieś 25 minut stałem na mrozie w krótkich getrach… Zaraz po starcie ustawiłem się na 4 pozycji, dając się wyprzedzić 3 - osobowej grupie zawodników, jednak bardzo szybko też udało mi się zwiększyć przewagę nad kolejnymi biegnącymi. Pierwsza część trasy prowadziła ulicami Torunia i tutaj mogę powiedzieć, że był duży zgrzyt. Trasa była kompletnie nieoznaczona. Ponieważ startowałem tutaj po raz pierwszy, to nie wiedziałem, dokąd biec, tym bardziej, że biegłem sam, a na zakrętach, co chwila traciłem z oczu prowadzącą grupę. Skończyło się na tym, że 2 razy skręciłem nie tam gdzie trzeba, więc już potem po prostu pytałem przechodniów, dokąd mam biec (sic!).

Takie warunki panowały na drugiej części trasy (fot. MaratonyPolskie.pl)
        Dalsza część trasy prowadziła zaśnieżonymi i śliskimi leśnymi ścieżkami. Co więcej, raz musiałem się zatrzymać żeby załatwić potrzebę… Skończyło się bardzo przeciętnym 1:14 z jakimś kawałkiem i 4 miejscem w biegu, co absolutnie nie jest wynikiem który mnie może zadowalać. Mój debiut nie był zbyt udany, jednak nie załamywałem się za bardzo, bo wiedziałem, że będzie mnie czekał zasłużony odpoczynek od treningów!