środa, 17 lipca 2013

Forma w górę, forma w dół, jak rollercoaster



Cześć!
            Ostatnie dni upływają pod znakiem próby załapania formy z pierwszej połowy czerwca. Zanim jednak to nastąpi muszę zapłacić wysoką cenę za opuszczone treningi. Dlatego też, w zależności od dnia, raz czuję się dobrze, a raz biega mi się bardzo słabo. Zdecydowanie do tych słabszych dni zaliczam poniedziałek i wtorek.

            W poniedziałek zrobiłem tylko 14 km lekkiego wybiegania, podczas których męczyłem się straszliwie. Wtorek to znowu powtórka z rozrywki. Na trening umówiłem się z Mistrzem Zakresów (czytaj Maćkiem), dokładnie na 17:05. Jak to jednak zwykle bywa kiedy się człowiek spieszy, na swojej drodze napotyka niespodziewane przeszkody. Tego dnia korki były nawet w miejscach, w których się nie spodziewałem, nie licząc już np. ul. Spacerowej, gdzie prawie zawsze prędkość średnia nie przekracza 20 km/h. Na miejsce przyjechałem więc wkurzony, dodatkowo 15 min po czasie. Maciej poleciał już na rozgrzewkę, więc i ja nie miałem już czasu na standardową czwóreczkę przed zakresem, tylko ciąłem dystans jak mogłem. Po drodze udało mi się go dogonić, więc przynajmniej nie musiałem biegać sam. Niemniej takie sytuację zawsze mnie jakoś wewnętrznie rozbijają.

            Nie ma jednak się co łamać, tylko trzeba zrobić trening, pomyślałem. W planie było w miarę spokojne 12 km. Pierwszy kilometr utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że to "spokojnie" to max co na mnie było stać. Dlatego też przyjemność (?) prowadzenia oddałem Maćkowi, który jednak czuł się bardzo dobrze, więc się nie skarżył. Ja za to sapałem strasznie, co ciekawe tętno było w miarę niskie, ale samopoczucie mimo to było słabe. Całe szczęście, że start dopiero za tydzień...

            Dzisiaj za to chciałem "podbić się" szybszymi odcinkami. W planie miałem 2 serie po 8, 400 m odcinków. Jak się w trakcie okazało, zakładane prędkości (ustalane przeze mnie jeszcze jak noga się kręciła) były za wysokie. Jeszcze pierwszą, ładującą  serię zrobiłem, ale już wtedy wiedziałem, że druga szybsza z pewnością by mnie zabiła. Dlatego lekko zmodyfikowałem trening, ostatecznie biegając w zamian 4 x 300 m i 4 x 200 m. Dzięki temu mogłem pobiegać na wyższych prędkościach, a nie zajechałem się za mocno.

            Na deser w tym tygodniu zostało długie tempo, czyli 2 x 3 km + 2 x 2 km. Po tym treningu zamierzam wyluzować z akcentami, bo jak zauważyłem, dokładanie czegoś "ekstra" w tydzień startu na 10 km, nigdy w moim przypadku nie przynosi dobrych efektów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz