niedziela, 25 sierpnia 2013

Nie ma drogi na skróty...



Cześć!
            Od poniedziałku zacząłem powoli biegać, mimo że jeszcze ból w lewym Achillesie trochę doskwierał. Doszedłem jednak do wniosku, że jak będę czekał, aż ból minie, to będę musiał wrócić do treningów pewnie w okolicach Bożego Narodzenia, tak więc spokojnie, bez jakiś wielkich obciążeń zacząłem biegać. We wtorek obudziłem się z bólem, ale nie jednego tylko dwóch Achillesów! Wbrew pozorom stwierdziłem, że to może i nie jest takie złe, bo na moje oko wyglądało to na typowe bolesności związane z przywróceniem treningowych obciążeń. Chyba się nie pomyliłem, bo z każdym dniem ból stawał się coraz słabszy, a już wczoraj wcale go nie czułem.
Rodzinne strony. (fot. Dorota Żaczek)
            Dzięki temu doszedłem do jednego (słusznego) wniosku. Należy cały czas utrzymywać organizm w ruchu, bo jak się raz przerwie, to jest sytuacja jak w reakcji łańcuchowej - wszystko zaczyna się sypać.
Dolny Śląsk (fot. Dorota Żaczek)
            W tym tygodniu zrobiłem trochę siły, a wczoraj biegałem bieg progresywny. Mój plan treningowy musiał uwzględniać braki w treningach, więc zapewne jakieś szybkie tempo będę biegał dopiero za ok. 2 tygodnie. W tym sezonie bardzo chcę zbliżyć się do granicy 31:00 na 10 km, tym bardziej że na jesieni jest w okolicy kilka mocnych biegów, gdzie można podjąć taką próbę. Co więcej, powoli oswajam się z myślą, że późną jesienią wystartuję także na jakimś biegu na dystansie pół maratonu. Wszystko jednak zależy od dyspozycji. Jak to się mówi, nie ma drogi na skróty, tak więc trzeba poważnie wziąć się za robotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz