czwartek, 13 marca 2014

Weekendowe bieganie. Poziom: Światowy

Cześć!

            W dniu dzisiejszym krótka refleksja na temat Halowych Mistrzostw Świata, a także trochę informacji o moich treningach, czyli teoretycznie dwie rzeczy zupełnie ze sobą nie związane (gdzie ja na Mistrzostwach Świata?!), a jednak...

            Ponieważ dla mnie, jak i pewnie dla większości pracujących osób weekend zaczyna się już po wybiciu godziny 16 w piątek, dlatego może od piątku właśnie zacznę moją relację. Tego dnia zwykle z Danielem robiliśmy płoty i szybkie rytmy na hali, jednakże przez zajęcie hali na rzecz zawodników startujących na HMŚ w Sopocie, musieliśmy zmienić plany. W takim wypadku zrobiliśmy zestaw skipów na stadionie i 10 szybkich, 100 m przebieżek. Czasów nawet nie mierzyłem, bo biegaliśmy po ciemku, a zresztą chłód nie sprzyjał szybkiemu bieganiu, więc skupiałem się raczej na dobrej technice, niż na szybkości.
           
            W trakcie treningu, umówiliśmy się już na sobotę, kiedy to mieliśmy odbyć główny trening w tym tygodniu, czyli 6 x 2 km WB 3 (III zakres). Okazało się, że Daniel miał przyjechać razem z ekipą Islandczyków, którzy startowali na HMŚ w biegach okrężnych (dokładnie na 800m) oraz ich trenera, który jest jednocześnie trenerem jego kolegi maratończyka, a jednocześnie czołowego biegacza w swoim kraju (na imię ma Tobby). Z tego powodu spotkaliśmy się dopiero na stadionie, bo Daniel udał się z nimi wcześniej na wybieganie do lasu. Na treningu pojawił się także Mateusz, ale on robił 400 m odcinki. Kiedy już się spotkaliśmy na stadionie, po chwili rozciągania i przebieżek, zaczęliśmy właściwą część treningu. Zmienialiśmy się co 1 km, dlatego każdy mógł trochę powozić się na plecach drugiego. Prawdę mówiąc to do końca 3 odcinka nie było rewelacyjnie, ale już na 4 "dwójce" zmęczenie jakby zelżało, dzięki czemu w miarę dobrze zniosłem cały trening. Każdy odcinek biegaliśmy w granicach 6:30, więc można powiedzieć że spokojnie załadowaliśmy całkiem pokaźną dawkę kilometrów w niezłym tempie. W planie mam stopniowe zbudowanie ogólnej wytrzymałości bieganiem w III zakresie, aby już od końca marca móc rozpocząć budowanie właściwej formy na prędkościach docelowych przed majowymi startami na bieżni i szosie. Na końcu treningu poznałem też trenera kolegi Daniela z Islandii (wspomnianego Tobbe'go), a także jego młodej podopiecznej - Anity Hinriksdottir (podziwiam Babiarza za tak płynne wypowiedzenie jej nazwiska podczas telewizyjnej relacji) - 18 latki startującej na 800 m w serii eliminacyjnej, razem z Andżeliką Cichocką. Co ciekawe, Anita pobiegła 4 czas eliminacji, jednakże została zdyskwalifikowana za nadepnięcie na linię, czyli za to samo co naszego brązowego medalistę - Marcina Lewandowskiego. Na treningu miał się pojawić jeszcze jeden biegacz z Islandii, ale niestety się rozchorował i leżał w hotelu.
 
Widok na halę w Sopocie. U góry na ekranie widać startującą w półfinale Martę Jeschke.
            Na niedziele miałem w planie wykonanie spokojnego, 30 km wybiegania. Jeszcze w sobotę umówiłem się, że po drodze spotkam się z Danielem i Islandczykami, tak abym na kolejną część wybiegania pójść razem. Jak się okazało to chyba nie był najlepszy pomysł, bo Anita swoje treningi biega naprawdę szybko... Dość powiedzieć, że 12 km rozbiegania z nimi przebiegłem ze średnią prędkością dobrze poniżej 4:00/km, a po złapaniu przez Daniela jednego z km w 3:40, postanowiłem dla własnego dobra nie dociekać jak przebiegały inne... Drugą sprawą jest, że Anita jest teraz w gazie, a my dopiero na początku budowania formy, więc bywały takie fragmenty trasy, że uciekała Danielowi i mnie z łatwością na kilka metrów, ale trzeba jej jednak oddać, że ma wielką moc w nogach, którą można porównać chyba do biegaczek z Afryki - wielka przyszłość przed nią, jeśli zdrowie pozwoli. W tym miejscu muszę jednak zauważyć, że mimo wszystkich swoich biegowych atutach jakie posiada, to jej technika biegu jest po prostu fatalna, a ten temat, czyli techniki w ogólności, poruszę w jednym z moich kolejnych wpisów.

            Wracając do mojego wybiegania, to kiedy skończyłem biegać z Anitą i Danielem, miałem już ok. 20 km w nogach, więc postanowiłem już nie zwalniać za bardzo, tylko takim niezłym tempem zakończyć trening, co przełożyło się na to, że ostatnie 10 km leciałem w okolicach 4:00/km. 

            Po treningu i krótkim odpoczynku udałem się z Dorotą na halę w Ergo Arenie, aby na własne oczy zobaczyć zmagania najlepszych atletów na świecie. Muszę przyznać, że najlepiej oglądało się oba finałowe biegi na 800 m, gdzie prym wiedli polscy zawodnicy. Muszę przyznać, że mam wielki szacunek dla Andżeliki za wiarę i walkę do samego końca. Widać było że już od 500 m zaczyna się powoli "gotować", a mimo to walczyła do samego końca i dostała za to nagrodę. Moim zdaniem bardzo dobrze podziałało na nią wsparcie całej hali, która ją dopingowała, dzięki czemu walczyła z zębem do samego końca. Co do biegu panów, to najlepiej pokazał się moim zdaniem Marcin Lewandowski. Przez cały bieg był aktywny, widać też było u niego że bardzo zależy mu na medalu (zwycięstwie), biegł bardzo agresywnie, mimo że moim zdaniem nie jest aż tak dynamiczny jak jego rywale, co stawia go w ciężkiej sytuacji na hali, gdzie jest mało miejsca i taka dynamika, odskoczenie na kilku metrach jest szczególnie ważne. Mimo to, Marcin super powalczył, szkoda tylko że nadepnął na linię i swojego medalu jednak nie odebrał...

            Podsumowując, weekend był bardzo ciekawy. Wykonałem dwie dobre jednostki treningowe i liznąłem trochę wielkiego biegowego świata. Aż się nie chciało iść do pracy w poniedziałek....


            

1 komentarz: