Cześć!
W miniony weekend
wraz z Danielem udaliśmy się do Obliwic, gdzie jak co roku odbywała się ciekawa
impreza biegowa, tj. Otwarty Bieg Przełajowy o Puchar Leśny pamięci Tomasza
Hopfera oraz Mila ROL LAND pamięci Piotra Gładkiego. Impreza o tyle ciekawa,
gdyż w ciągu jednego dnia uczestnicy startują w dwóch biegach, a pierwszy jest
kwalifikacją do tego drugiego.
W tym roku
na starcie pojawiła się spora liczba dobrych biegaczy, wśród których należy
wymienić Łukasza Kujawskiego, Tadka Zblewskiego, Michała Breszkę, Marcina
Nagórka, Błażeja Króla, Leszka Zblewskiego, Daniel Pek oraz Daniela Chuchałę.
Może zacznę
od tego, że w niedziele nie było już takiego upału i duchoty jak dzień
wcześniej, a to dzięki burzy, która przewinęła się przez region. Mimo to przed
startem trzeba było uzupełniać płyny i w czasie rozgrzewki staraliśmy się z
Danielem chować w cieniu. Wtedy też dowiedziałem się, że część chłopaków
zdecydowała się ubrać na bieg kolce. Ja niestety nie zabrałem swoich, a szkoda,
bo pewnie by się przydały. Co więcej zdecydowałem się pobiec w moich
treningowych Nike'ach, a to dlatego, że startówki które posiadam mają w
podeszwach puste panele, w które potrafią wpaść szyszki lub większe kamienie,
co bardzo przeszkadza w szybkim bieganiu.
Już przed biegiem
zapowiadało się, że nie będzie punktatorstwa, tylko mocne tempo od samego
początku. Dlatego nie zdziwiłem się kiedy zaraz po starcie Michał i Łukasz
mocno wyrwali do przodu. Ja postanowiłem zabrać się z grupą, gdyż liczyłem na
uzyskanie dobrej pozycji na mecie. Na początku ustawiłem się na 4. pozycji, tuż
za Tadkiem. W tej grupie biegł także Daniel. Pierwsze z trzech kół przelecieliśmy
w zwartej grupie, a tempo moim zdaniem było bardzo szybkie. Niestety, podobnie
jak rok temu, niedługo po rozpoczęciu 2. koła zacząłem odpadać od grupy. Czułem,
że nie jestem w stanie utrzymać wysokiego tempa, jakbym nogami mielił w
miejscu. Na początku ostatniego koła wyraźnie odpocząłem, zacząłem nawet
przyspieszać, ale nie udało mi się za bardzo zbliżyć do uciekających. Przyznam,
że nie byłem zadowolony ze swojej postawy. Nie chodzi tutaj nawet aż tak bardzo
o miejsce, tylko o fakt, że nie byłem w stanie zbyt długo utrzymać się z resztą
pierwszej grupy.
Czasu na
jakąś głębszą refleksję jednak nie było, bo musiałem przygotować się do kolejnego
biegu. Po pierwszym starcie uzupełniłem węglowodany i płyny, a czas oczekiwania
na dekorację umilaliśmy sobie z chłopakami rozmową. Potem pojechaliśmy już na drogę
w okolicach Obliwic, gdzie miała być rozgrywana mila. Przyznam się, że mimo
mocnej obsady biegu i kiepskiego występu na przełaju, liczyłem na zajęcie
jednej z czołowych lokat. Dlatego też od razu po starcie postanowiłem ustawić
się na 4.,5. lokacie, aby w razie jakiegoś szarpnięcia się nie zgubić. Od
początku ton nadawał Łukasz, który pewnie już w pierwszej połowie dystansu
starał się rozerwać stawkę. Po ok. 800 metrach był 180 stopniowy nawrót i można
powiedzieć, że dopiero wtedy zaczęło się ściganie. Łukasz jeszcze bardziej
podkręcił tempo, co spowodowało, że grupa wyraźnie się porwała. Za Łukaszem
ruszył Daniel Pek, a kawałek za nim leciał Marcin i ja. Czułem się w tamtym
momencie dobrze, postanowiłem więc przesunąć się do przodu i zaatakować na
ostatnim zakręcie, po którym zostawało już niecałe 300 m biegu (tak na moje
oko...). Wtedy ruszyłem mocno, zaczynając długi finisz. Wydawało mi się przez
chwilę, że zmniejszam nawet dystans do Łukasza. No niestety, sił starczyło do
ostatnich 100 m.... Wtedy też poczułem że się ugotowałem. Niby starałem się
utrzymać rytm skracając krok, ale była to raczej rozpaczliwa (i bezskuteczna)
walka o utrzymanie tempa. Wtedy też z łatwością minęło mnie 3 zawodników:
Marcin, Daniel Pek i Tadek... Nie miałem nawet z czego podjąć próby zabrania
się z finiszującymi, kończąc rywalizację na 5 lokacie. Duże rozczarowanie.
Garść
refleksji na koniec. Pierwsze - ewidentnie nie idą mi starty przełajowe. Prawdopodobnie
to wynika z faktu, że mój "bieżniowy" styl biegania nie jest
najlepszy na przełaj, dużo pary idzie w gwizdek, bo miękka nawierzchnia tłumi
skuteczność mojego mocnego wybicia ze stopy. Niestety wynika to zapewne z tego,
że brakuje mi siły, żeby biec w takim stylu przez cały dystans i utrzymywać
wysokie tempo, wtedy "wysokie bieganie" - jak to się mówi w biegowym
żargonie - staje się przekleństwem. Zdecydowanie muszę uwzględnić te mankamenty
w swoim planie treningowym, bo bieg w Obliwicach je wyraźnie obnażył. Po drugie
- błędy taktyczne. Szczególnie bolą, kiedy na finiszu powodują utratę
wywalczonej lokaty, co nie powinno się zdarzać. Nie ma co się rozwodzić,
generalnie będę musiał na przyszłość zachować więcej zimnej krwi do końca biegu
i ostrożnie szachować siłami. Faktem jest, że im krótszy dystans, tym mniejszy
margines na błąd. Trzeba koniecznie z tej nauczki wyciągnąć wnioski.
W tym
tygodniu schodzę ze startów, czas trochę potrenować i się wzmocnić. W czerwcu
mam bowiem zamiar pobiec w kilku mocno obsadzonych zawodach, chciałbym więc być
optymalnie przygotowanym do kolejnych sportowych wyzwań.