Cześć!
Dzisiaj odbywał się
długo oczekiwany (przeze mnie) start na 10 km w ramach Grand Prix
Gdyni w biegach ulicznych, czyli Bieg Europejski. Ostatni tydzień
był więc podporządkowany pod tę imprezę. W poniedziałek
zrobiłem lekką serię piłek z Radkiem, a w środę umówiłem się
z Łukaszem na spokojny zakres. Przebiegliśmy 12 km w tempie około
3:32, bez większych problemów, także pozostawało spokojnie czekać
na start. W międzyczasie jednak zmieniła się pogoda w Trójmieście,
zrobiło się trochę chłodniej i występowały przelotne opady
deszczu, które momentami były całkiem obfite. Przyznam się, że
nie lubię biegać w deszczu, chłodny wiosenny opad wychładza
ciało, utrudniając rozgrzewkę oraz utrzymanie optymalnej
temperatury organizmu przed startem. Na szczęście sobotni poranek
był całkiem pogodny. Tak naprawdę dosyć mocno zaczęło padać
dopiero kiedy zakończyliśmy zawody i to także raptem kilkanaście
minut.
Wracając do biegu.
Przed startem chłopaki śmiali się ze mnie, gdyż dzień wcześniej
napisałem smsa min. do Mateusza, Łukasza i Maćka, że wychodzę na
rozgrzewkę o 12:05 (start był o 13), aby na spokojnie się rozgrzać
i nie denerwować, czy aby nie zabraknie mi czasu. Zagroziłem, że
jak się ktoś spóźni, nie będę czekał. Dzięki temu, wszyscy
karnie stawili się o wyznaczonej godzinie, więc bez większych
opóźnień ruszyliśmy na rozgrzewkę. Przyznam szczerze, że
dzisiaj udało się przeprowadzić dobrą rozgrzewkę, czułem się
gotowy do szybkiego biegania.
Przed biegiem
zaplanowałem sobie, że zacznę w miarę spokojnie, jednak
utrzymując początkowe tempo mniej więcej na całym dystansie. Po
wystrzale startera spokojnie ustawiłem się za Bartkiem Mazerskim,
starając się nie wystrzelić za sporą grupą biegaczy, biegnących
na początku bardzo szybko. Pierwszy km złapałem w 3:00, drugi
3:04. Wtedy też grupa prowadzona przez Bartka (a w której się
znajdowałem), zaczęła połykać pierwszych zawodników, którzy
odpadali z pierwszej grupy. Koło 3 km widziałem, że pierwsza grupa
rozbiła się na 2 mniejsze. Było to dosyć przewidywalne, tak jak
to, że w końcu będziemy dochodzić do kolejnych zawodników przed
nami. Niestety 3 i 4 km to jakieś lekkie tąpnięcie, bo wyszły w
6:30, jednak po nich znowu nastąpiło przyspieszenie. Pierwszą 5 km
pokonaliśmy w 15:47 (wtedy oprócz Bartka, biegł koło mnie Błażej
Król oraz Robert Sadowski). Jednak prawdziwe bieganie zaczęło się
dopiero właśnie po 5 km. Wtedy nasze tempo zaczęło znacząco
rosnąć, dzięki czemu już w trakcie 6 km wyprzedziliśmy Tomka
Gryckę i Damiana Pieterczyka. Również wtedy wyszedłem przed
Bartka, aby pomóc mu w dogonieniu kolejnych zawodników biegnących
przed nami – Łukasza Oskierko i Karola Kalisia. Sztuka ta udała
się dopiero na zbiegu, który rozpoczął się po tuż po znaku z
oznaczeniem 7 km. Wtedy było jasne że kolejność miejsc 4 – 7 na
tym biegu to będzie nasza wewnętrzna sprawa. Niestety wtedy czułem
się już mocno zmęczony, więc starając się przełamać kryzys,
na początku ostatniego kilometra ruszyłem mocno wychodząc na czoło
grupy. Jednakże po 200 m chłopaki mnie wyprzedzili, a ja nie miałem
już z czego odpowiedzieć... Nie było walki na końcówce i
ostatecznie skończyło się na 7 miejscu. Jednakże po biegu okazało
się, że ostatnie 2 km pobiegłem w 6:09, a cały dystans – 31:22
i to jest od dziś moim nowym rekordem życiowym. Co ciekawe, bieg
przebiegłem w taktyce „Negative Split”, co znaczy, że drugie 5
km było szybsze od pierwszych o 12 sek.
Podsumowując, dobry
bieg, w dobrej obsadzie i przede wszystkim kolejny rekord życiowy na
samym początku startów napawa dużym optymizmem. Jak widać gołym
okiem, treningi przynoszą dobry efekt, które przekładają się na
stały progres, z czego szczególnie się cieszę.
Jest dobrze. Wypada teraz potwierdzić wysoką dyspozycję i utrzymać 7 miejsce w Nocnym Biegu Świętojańskim :)
OdpowiedzUsuńPostaram się :)
OdpowiedzUsuń