Cześć!
Ten
weekend był dla mnie bardzo pracowity jeśli chodzi o bieganie. Jak już wcześniej
pisałem, wrzesień był dla kompletnie nieudany jeśli chodzi o bieganie - brakowało
treningów, za to miałem dużo przerw spowodowanych kontuzjami i chorobami. Niestety
już wiadomo, że odbiło to się na mojej biegowej formie, a w zasadzie jej brak.
Kto budował formę ten zapewne wie, że wymaga ona kilku tygodni intensywnych
ćwiczeń, wliczając w to biegi tempowe, interwały, siłę itp. Ja w chwili obecnej
nie mam tyle czasu, bo pod koniec listopada jedziemy z klubu na przełajowe Mistrzostwa
Polski, więc wypadałoby w tym czasie prezentować dobry poziom sportowy. Nie
ukrywam, że jesień to jest także czas, "żniw" na szosie, kiedy startów
jest dużo, można trochę zarobić, no i nie brakuje szybkich biegów w dobrej
obsadzie, aby spróbować powalczyć o nowy rekord życiowy.
Wiedząc
to wszystko, postanowiłem pójść trochę na skróty - wciąż nie powinienem biegać
zbyt wielu km ze względu na kontuzję lewej stopy (prawdopodobnie w tym tygodniu
będę zaczynał rehabilitację), więc podjąłem decyzję o zwiększeniu ilości
startów, do 2 w ciągu jednego weekendu. Mam nadzieję, że dzięki temu będę w
stanie wskoczyć na wyższe obroty, aby jeszcze pod koniec października pobiegać
jeszcze kilka mocniejszych treningów i w ten sposób spróbować się odbudować.
W
sobotę pojechałem do Kościerzyny. Muszę przyznać, że ta impreza należy do
jednej z moich ulubionych. 5 kilometrowa, szybka trasa i płaska trasa po
wahadle. Co ciekawe, ze względu na towarzyszące biegi dzieci, na jezdni są
narysowane kreski i podane są odległości do mety, co ułatwia przeprowadzanie
finiszowych ataków. Zwykle na biegu staje mocna ekipa, a tempo jest zawsze
bardzo mocne.
W
tym roku na starcie pojawili się min. Dawid Klaybor, Tadeusz Zblewski, Błażej
Król. Od początku prowadzenie objął Dawid, który im dłużej trwał bieg, tym
bardziej przyspieszał. Tego dnia postanowiłem nie patrzeć na czas (biegłem bez
zegarka), tylko jak najdłużej utrzymać plecy mocniejszych rywali. Sił zaczęło
brakować w okolicach połowy dystansu, wtedy też zwolniłem i dałem się
wyprzedzić Błażejowi. Liczyłem, że uda mi się wygrać dzięki szybkiej końcówce,
jednak zmęczony poprzednimi stratami Błażej dał mi sygnał, żebym biegł swoje,
także ostatnie 600 m przebiegłem znowu w dobrym tempie. Po starcie czułem
zmęczenie w nogach, bo tak szybko jak w Kościerzynie, ostatnio biegałem chyba na
treningach w sierpniu. Z optymizmem patrzyłem więc na start niedzielny, czyli
10 km ulicami Sopotu.
W
Sopocie na starcie stanęła również bardzo mocna ekipa, w tym wielu medalistów
Mistrzostwo Polski i Europy. Niestety okazało się, że do samego biegu podszedłem
zbyt optymistycznie. Pierwszy km przebiegłem tuz za pierwszą grupą, czas w
okolicach 3:00/km. Już wtedy poczułem, że jest za szybko, a porządnie
rozkręcone nogi po wczorajszym biegu nie niosą, a zaczynają się gotować. Sił na
dobre tempo starczyło do 3 km, za którym wyprzedził mnie Łukasz. Postanowiłem
nie poddać się bez walki i usilnie starałem się przykleić do jego pleców,
niestety na darmo. Już przed 5 km miał nade mną sporą przewagę, którą
powiększał aż do 6 km. Wtedy nogi lekko puściły, dzięki temu byłem w stanie podjąć
walkę o utrzymanie w miarę niezłego tempa. Tak sytuacja wyglądała aż do 9 km,
kiedy to niebezpiecznie blisko do mnie zbliżył się Michał Czapiński. Wtedy ponownie
zebrałem się w sobie i jeszcze przyspieszyłem, i dzięki temu obroniłem 9
pozycję. Wynik 32:30 nie powala, ale patrząc na to co przez ostatnie 6 tygodni
trenowałem, myślę że nie ma tragedii.
Tuż po zakończonym biegu. |
Kolejne
tygodnie pokażą, czy mój plan się powiedzie, a więc czy mocne przetarcia
pozwolą mi w listopadzie chociażby zbliżyć się do rekordu życiowego na 10 km.
Wszystko co potrzeba, jest jednak jak zwykle w głowie i w nogach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz