niedziela, 12 października 2014

Pracowity weekend

Cześć!

            Ten weekend był dla mnie bardzo pracowity jeśli chodzi o bieganie. Jak już wcześniej pisałem, wrzesień był dla kompletnie nieudany jeśli chodzi o bieganie - brakowało treningów, za to miałem dużo przerw spowodowanych kontuzjami i chorobami. Niestety już wiadomo, że odbiło to się na mojej biegowej formie, a w zasadzie jej brak. Kto budował formę ten zapewne wie, że wymaga ona kilku tygodni intensywnych ćwiczeń, wliczając w to biegi tempowe, interwały, siłę itp. Ja w chwili obecnej nie mam tyle czasu, bo pod koniec listopada jedziemy z klubu na przełajowe Mistrzostwa Polski, więc wypadałoby w tym czasie prezentować dobry poziom sportowy. Nie ukrywam, że jesień to jest także czas, "żniw" na szosie, kiedy startów jest dużo, można trochę zarobić, no i nie brakuje szybkich biegów w dobrej obsadzie, aby spróbować powalczyć o nowy rekord życiowy.
 
W niedzielę na starcie było ciasno...
            Wiedząc to wszystko, postanowiłem pójść trochę na skróty - wciąż nie powinienem biegać zbyt wielu km ze względu na kontuzję lewej stopy (prawdopodobnie w tym tygodniu będę zaczynał rehabilitację), więc podjąłem decyzję o zwiększeniu ilości startów, do 2 w ciągu jednego weekendu. Mam nadzieję, że dzięki temu będę w stanie wskoczyć na wyższe obroty, aby jeszcze pod koniec października pobiegać jeszcze kilka mocniejszych treningów i w ten sposób spróbować się odbudować.

            W sobotę pojechałem do Kościerzyny. Muszę przyznać, że ta impreza należy do jednej z moich ulubionych. 5 kilometrowa, szybka trasa i płaska trasa po wahadle. Co ciekawe, ze względu na towarzyszące biegi dzieci, na jezdni są narysowane kreski i podane są odległości do mety, co ułatwia przeprowadzanie finiszowych ataków. Zwykle na biegu staje mocna ekipa, a tempo jest zawsze bardzo mocne.

            W tym roku na starcie pojawili się min. Dawid Klaybor, Tadeusz Zblewski, Błażej Król. Od początku prowadzenie objął Dawid, który im dłużej trwał bieg, tym bardziej przyspieszał. Tego dnia postanowiłem nie patrzeć na czas (biegłem bez zegarka), tylko jak najdłużej utrzymać plecy mocniejszych rywali. Sił zaczęło brakować w okolicach połowy dystansu, wtedy też zwolniłem i dałem się wyprzedzić Błażejowi. Liczyłem, że uda mi się wygrać dzięki szybkiej końcówce, jednak zmęczony poprzednimi stratami Błażej dał mi sygnał, żebym biegł swoje, także ostatnie 600 m przebiegłem znowu w dobrym tempie. Po starcie czułem zmęczenie w nogach, bo tak szybko jak w Kościerzynie, ostatnio biegałem chyba na treningach w sierpniu. Z optymizmem patrzyłem więc na start niedzielny, czyli 10 km ulicami Sopotu.

            W Sopocie na starcie stanęła również bardzo mocna ekipa, w tym wielu medalistów Mistrzostwo Polski i Europy. Niestety okazało się, że do samego biegu podszedłem zbyt optymistycznie. Pierwszy km przebiegłem tuz za pierwszą grupą, czas w okolicach 3:00/km. Już wtedy poczułem, że jest za szybko, a porządnie rozkręcone nogi po wczorajszym biegu nie niosą, a zaczynają się gotować. Sił na dobre tempo starczyło do 3 km, za którym wyprzedził mnie Łukasz. Postanowiłem nie poddać się bez walki i usilnie starałem się przykleić do jego pleców, niestety na darmo. Już przed 5 km miał nade mną sporą przewagę, którą powiększał aż do 6 km. Wtedy nogi lekko puściły, dzięki temu byłem w stanie podjąć walkę o utrzymanie w miarę niezłego tempa. Tak sytuacja wyglądała aż do 9 km, kiedy to niebezpiecznie blisko do mnie zbliżył się Michał Czapiński. Wtedy ponownie zebrałem się w sobie i jeszcze przyspieszyłem, i dzięki temu obroniłem 9 pozycję. Wynik 32:30 nie powala, ale patrząc na to co przez ostatnie 6 tygodni trenowałem, myślę że nie ma tragedii.
Tuż po zakończonym biegu.


            Kolejne tygodnie pokażą, czy mój plan się powiedzie, a więc czy mocne przetarcia pozwolą mi w listopadzie chociażby zbliżyć się do rekordu życiowego na 10 km. Wszystko co potrzeba, jest jednak jak zwykle w głowie i w nogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz