czwartek, 2 października 2014

Druga strona medalu

Witam!

Dzisiaj nadszedł dzień na mój pierwszy felieton, opisujący „drugą stronę medalu” biegania, czyli jak na pasję partnera zapatruje się jego druga połówka. A bywa różnie…

            Osobiście staram się jak najczęściej „uczestniczyć” w zawodach, w których bierze udział Oskar. Na początku jeździłam na każde zawody, w celu robienia zdjęć, co z czasem musiało ulec zmianie ze względu na ich dużą częstotliwość. Gdy pojawiałam się jako jedna z nielicznych osób towarzyszących żartobliwie zostałam nazwana Panią Menadżer (co nie ukrywam jest bardzo miłe) chociaż bardziej pasuje określenie pomocnego zaplecza technicznego J Jak to często bywa zawody odbywają się najczęściej w weekendy, więc nie raz trzeba wcześnie wstać, jechać i wyjąć kilka godzin z rozkładu dnia. Niestety bardzo często weekendowe zawody wiążą się z rezygnacją z innych planów,  nie bardzo można sobie pozwolić na wieczorne wyjście dzień przed zawodami, ale nawet zwykła wieczorna kolacja przed startem musi być odpowiednio dobrana. Zwykle trzeba zapomnieć o tłustym pysznym Fast foodzie, bo jak tu jeść samemu, kiedy druga osoba zajada się zdrową pełną warzyw kanapeczką…. Co do samych zawodów to nie raz i nie dwa czeka się kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt minut na ich rozpoczęcie. Wiadomo, najpierw trzeba przyjechać, zapisać się, odebrać pakiet i czekać, czekać, czekać….. Z punktu widzenia biegacza oczywiście to tak źle nie wygląda, bo trzeba doliczyć czas na rozgrzewkę, zaliczenie tzw. posiedzenia, kilka przebieżek, rozciąganie zapoznanie się z trasą oraz  rywalami itp. Jeżeli bieg rozgrywa się w jakimś większym miesicie to oczywiście można jako towarzysz biegacza znaleźć sobie ciekawe zajęcie np. zwiedzanie miasta, ale co zrobić, gdy mamy do czynienia z biegiem w środku lasu, gdzie nie ma nawet ławki żeby usiąść i czekać na naszego sportowca ? 
Niestety to jest ta ciemna strona wyjazdów na zawody, gdzie niekiedy trzeba po prostu  koczować w samochodzie. Istotna jest także pogoda w dniu zawodów, gdzie podczas towarzyszenia Oskarowi na zawodach zdarzało mi się kibicować przy temperaturze – 15 stopni, ale także + 30. Nie jest to łatwe stać jednego dnia w pełnym słońcu, a następnym razem  w okropnym wietrze :)  Do minusów towarzyszenia podczas zawodów (chociaż z punktu widzenia biegacza jest to ogromny plus) należy zaliczyć trzymanie rzeczy których biegacz pozbywa się przed startem. W przypadku Oskara najczęściej jest to cały zestaw rzeczy, który powiększa się na kilka minut przed samym startem (co jest niezwykle denerwujące i niekiedy podnoszące mi mocno ciśnienie, gdyż słysząc słowa spikera, że zostało 5 minut do startu szukam najczęściej wzrokiem Oskara, który w tym czasie się rozciąga, robi przebieżki i ani myśli się przebrać w strój startowy :p ). warto zaznaczyć, że na większych imprezach, gdzie zbiera się większa ekipa np. z tzw. „Szałach Teamu”, z jednego małego plecaczka robi się kilka większych i tak trzeba jednocześnie kibicować, trzymać rzeczy, robić zdjęcia i pilnować kto pierwszy ze znajomych przekracza linie mety żeby jak najszybciej oddać mu tzw. depozyt :).


Jednakże trzeba  przyznać, że niewątpliwie nawet największy ciężar i dyskomfort z tym związany zostaje zrekompensowany podczas dekoracji zwycięzców, gdzie na podium staje ktoś z ekipy którą się dopingowało, a tym bardziej kiedy na podium staje Oskar :).
Autor: Dorota Żaczek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz