Cześć!
Dziś zaplanowałem 2 treningi –
siła i lekkie wybieganie. Siła zrobiona, podbiegi robiłem na opisywanym przeze
mnie wcześniej chodniku przy Górze Gradowej, ale z powodu opadu zrezygnowałem z
2 treningu. Nie znoszę biegania podczas opadów śniegu, który wali niemiłosiernie
od kilku godzin. Zresztą jutro będę biegał tempo, więc trochę luzu nie
zaszkodzi.
To by było na tyle o treningu, bo
postanowiłem myślom trochę pobłądzić na temat naszej wspaniałej dyscypliny,
jaką niewątpliwie jest bieganie, która to należy do kategorii dyscyplin
lekkoatletycznych.
Pierwsze
od czego zacznę to moje wielkie, pozytywne zaskoczenie, jak to bieganie w ciągu
kilku lat moich treningowych nieobecności, stało się „modne”. Popularyzacja
biegania w Polsce skoczyła chyba kilkunastokrotnie. Pamiętam jeszcze w
2006/2007 roku jak biegałem wieczorami, tj. koło 20 na deptaku nadmorskim, nie
podobna było spotkać jakiegoś innego biegacza, lub były to sytuacje bardzo
rzadkie. A teraz? Ostatnimi czasy byłem zmuszony do biegania raczej w okolicach
6 rano. Moje zaskoczenie było naprawdę wielkie, bo co kilkaset metrów mijały
mnie pojedyncze osoby lub małe grupki amatorów biegania. Co ciekawe,
praktycznie wszyscy ubrani w sprzęt biegowy, a najbardziej tutaj chodzi mi o
getry, zarówno wśród pań, jak i panów (!!!). Kiedyś, było to nie do pomyślenia,
wierzcie mi! Jak widać po frekwencji na biegach szosowych, bardzo dużo osób
trenuje regularnie i startuje w zawodach. Co więcej naszą dyscypliną zaczynają
interesować się media – jak bardzo lubię oglądać program „O co biega” na jednym
z kodowanych kanałów – są fajne rozmowy z zawodnikami, udziela się tam też
Mariusz Giżyński, dobry maratończyk, który jak widać ma naprawdę dużą wiedzę w
zakresie trenowania. Ostatnio nawet w TVN-owskich Faktach był materiał o
bieganiu, co mnie bardzo zdziwiło, więc jak nic pewnie niedługo TVN także zacznie
mieć swój program o bieganiu który mam nadzieję, że na dobre wyprze z anteny
kucharzy, tancerzy, śpiewaków i nie wiadomo kogo jeszcze. Osobiście unikam tego
typu produkcji, ale nieraz się trafi, stąd moje spostrzeżenie, że we wszystkich
tych programach najmniej jest o gotowaniu, tańcu czy śpiewaniu, za to mnóstwo
taniego teatrzyku, czyli jak oni to nazywają „wielkimi emocjami” – masakra. No
ale dosyć o tym, bo za bardzo odbiegłem od tematu.
Tak
jak już wcześniej napisałem, budujące jest to, że tyle osób biega. Biegi mają
dobrą frekwencję, co więcej ostatnie wyniki naszych biegaczy są też całkiem
dobre. Myślę to między innymi o wynikach chłopaków na MŚ przełajowych w Bydgoszczy
– wielkie gratulacje, super postawa, widać że małymi krokami nasi zawodowcy idą
w górę. I tutaj chciałbym się zatrzymać. Jak niektórzy pamiętają, przed
mistrzostwami była spora afera o warunki w jakich nasi zawodnicy się
przygotowali do tej imprezy. Ostatecznie ze startu i przygotowań wycofali się
wspomniany Giżyński i Marcin Chabowski. Po pierwsze chciałbym powiedzieć, że
rozumiem ich bardzo dobrze i z pewnością nie są to warunki dla najlepszych w
Polsce. I to jest fakt. ALE… właśnie. To że są tam takie warunki jest wiadomo
od zawsze i nic nikt nigdy z tym nie zrobił. Znaczna część zawodników też nie
raz w tym obiekcie mieszkała, więc cóż się teraz stało? Nie ma co ukrywać że u
nas w Polsce zawodnicy są mocno zastraszeni – nie mają za wiele, kluby nie dają
kasy albo dają jej mało, skład kadry PZLA często zależy od grupki decydentów,
tak więc łatwo za jakiś sprzeciw z niej wylecieć i co wtedy? Nici z przygotowań
i wyników. W dyscyplinie nie ma wielu sponsorów, więc większość zawodników jest
od tego chorego sytemu zależnych. Więc siedzą cicho, bo co mają zrobić? Moim
zdaniem ani kolega Mariusz ani Marcin, nie odważyliby się wyłamać, gdyby nie
byli w jakimś tam stopniu niezależni finansowo od tej machinerii. W tym miejscu
chcę podkreślić, że nie jest to zarzut kierowany w ich kierunku, a wspominam o
tym, bo wydaje mi się że to jest mały promyczek nadziei, że w końcu w bieganiu
na tym najwyższym poziomie będzie lepiej, normalnie – chciałoby się powiedzieć.
Tutaj też jest ciekawa sprawa – ile osób jest w kadrze PZLA, a ile osób miało
realną szansę na awans do kadry na MŚ które były w niedziele w Bydgoszczy?
Prawie tyle samo. No to teraz pytanie – jak wychować mistrza, lub medalistę
igrzysk olimpijskich na przykład, skoro profesjonalnych zawodników w Polsce,
jest powiedzmy - 10? Taka sama szansa jak trafić w totka… Problem u nas jest
systemowy, to znaczy za dużo „Betonu” siedzi na stołach we władzach związkowych
i wielu (niestety!) klubach. Kiedyś należałem do jednego z dużych klubów i
opieka nad zawodnikiem była żadna. Sam za wszystko buliłem, a przez to, że nie
miałem kasy na leczenie musiałem przestać trenować. To są fakty. No i zawsze ta
sama gadka: „nie ma kasy, nie ma kasy”, to czyja to wina? Moja? Sponsor sam nie
przyjdzie, trzeba trochę się postarać. Ale komu by się chciało… No i tak to nic
się nie zmienia, popularność dyscypliny rośnie, a profesjonalnych zawodników
nie przybywa, bo niby jakie mają perspektywy? Teraz powoli zaczyna dochodzić do
absurdu, że amatorskie grupy biegaczy mają swoich sponsorów, a np. w klubie, który
kiedyś reprezentowałem dalej bida… Tak więc ostatnie sukcesy naszych biegaczy
pokazują, że przy odrobinie wsparcia moglibyśmy być potęgą w biegach,
przynajmniej w skali europy, choć kto wie, może nawet świata…Póki jednak kluby
i związek nie zreorganizują się i nie wykorzystają tego biegowego boomu na
pozyskanie sponsorów, czyli pieniędzy mówiąc krótko, podniesienia prestiżu
biegaczy profesjonalistów, których będzie dużo więcej, tak by spośród wielu
wyłonić kolejnego Kusocińskiego, może się okazać że pokolenie dobrych biegaczy
których teraz mamy skończy trenować i zostanie pustka.
Mimo wszystko jestem jednak
optymistą, że opamiętanie przyjdzie, a może za kilka lat nasi będą stawać
drużynowo na podium, tak jak to zrobili w Bydgoszczy Amerykanie (notabene –
wszyscy biali, więc nikt mi nie powie, że się nie da).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz