Cześć!
Dziś punktualnie o godzinie 10
umówiłem się z Danielem i Kubą na trening tempowy. Chłopaki mieli biegać dłuższe
odcinki pod kątem maratonu (Daniel) i zawodów triatlonowych (Kuba). Z kolei ja
miałem w planie wykonać 10 - kilometrowych odcinków. Ponieważ to jest dopiero
moje 2 tempo w tym roku (wcześniej biegałem tylko taki trening na początku
marca, przed przełajami), a poza tym biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne,
nie było mowy o jakimś szarpaniu, niemniej jednak trzeba było wejść na jakieś
sensowne prędkości.
miejscami na trasie zalegał mokry śnieg |
Ale od początku. Jak zwykle umówiliśmy się na
drodze do ZOO, czyli tam gdzie wykonujemy wszystkie treningi jak wszędzie leży
śnieg. Od razu jak zajechałem zauważyłem na zakręcie Daniela jak intensywnie
macha saperką. Także zanim zaparkowałem auto zakręt był już bez śniegu. Niestety
wciąż było mokro, ponadto miejscami na prostych odcinkach było jeszcze trochę
śniegu, tak więc należało uważać. Potem zjawił się Kuba. Szybka fotka i hajda
na rozgrzewkę!
gotowi do treningu! |
Chwilę później, kiedy zacząłem
ubierać starówki do biegania kilometrów, chłopaki zaczęli już swój trening. Bieganie
szybkich odcinków na ZOO nigdy nie jest łatwe, bo na trasie znajduje się 300 m
podbieg (wspominałem już o nim kiedyś), a żeby było ciekawej to fragment trasy,
na którym znajdował się ten podbieg był dziś pod wiatr, także lekko nie było. Treningu
nie ułatwiała także niska temperatura – ok. 0 stopni to zdecydowanie nie jest
mój klimat. No ale cóż, trzeba było biegać.
Odzwyczajony trochę od takiego tempa, pierwsze kilka odcinków dosyć mocno
się wentylowałem, co więcej pojawiało się charakterystyczne w szybszym bieganiu
pogorszenie samopoczucia, chęć zatrzymania etc. Szybko odrzuciłem te myśli,
koncentrując się wyłącznie na wykonaniu zadania. Ciężko było mi złapać luza,
nie przejmowałem się tym jednak zbytnio, następne treningi z pewnością
przyniosą znaczną poprawę. Po 5 odcinku zacząłem czuć się zdecydowanie lepiej, mimo
nakładającego się zmęczenia. Chłopaki postanowili do mnie dołączyć po moim 6
odcinku, z czego się ucieszyłem. Mimo to że biegli za mną, zawsze lepiej biegać
w grupie, nawet na czele, niż samemu znosić trudy treningu. Daniel pokonał ze
mną chyba tylko 1 kilometr, ale trudno mu się dziwić – w niedziele biegał pół maraton.
Z kolei Kuba biegał ze mną już do końca treningu. Na początku każdego odcinka
zostawał z tyłu – podczas delikatnego zbiegu, aby na podbiegu mocniej
popracować, kiedy to praktycznie się ze mną zrównywał. Ostatni kilometr standardowo biegam szybciej, dziś też tak było, jednak ruszyliśmy szybciej dopiero
na 2 części dystansu i to na tej na której jest ten nieszczęsny podbieg. Mimo
to pokonaliśmy ten fragment odcinka szybciej niż ten łatwiejszy – moim zdaniem
jest to zawsze dobre zakończenie wymagającego treningu.
było ok! |
Po zakończonych tysiączkach
lekkie roztruchanie, i szybki powrót do domu. W ciepłym mieszkaniu wykonałem
jeszcze 10 minut rozciągania i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku
(przyjemności raczej, ale ten zwrot lepiej brzmi) wziąłem ciepły prysznic.
Dziś
ograniczę się w rozpisywaniu, bo Święta zbliżają się wielkimi krokami, także
należy się do nich odpowiednio przygotować, no i zaplanować kolejny trening
gdzieś pomiędzy świątecznym obżarstwem :)
WESOŁEGO ALLELUJA!
Ja dziś po tradycyjnym świątecznym obżarstwie zaliczyłem wieczorną 30-stkę ;-)
OdpowiedzUsuń