sobota, 30 marca 2013

Zimowe tempo



Cześć!
Dziś punktualnie o godzinie 10 umówiłem się z Danielem i Kubą na trening tempowy. Chłopaki mieli biegać dłuższe odcinki pod kątem maratonu (Daniel) i zawodów triatlonowych (Kuba). Z kolei ja miałem w planie wykonać 10 - kilometrowych odcinków. Ponieważ to jest dopiero moje 2 tempo w tym roku (wcześniej biegałem tylko taki trening na początku marca, przed przełajami), a poza tym biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne, nie było mowy o jakimś szarpaniu, niemniej jednak trzeba było wejść na jakieś sensowne prędkości.
miejscami na trasie zalegał mokry śnieg


Ale od początku. Jak zwykle umówiliśmy się na drodze do ZOO, czyli tam gdzie wykonujemy wszystkie treningi jak wszędzie leży śnieg. Od razu jak zajechałem zauważyłem na zakręcie Daniela jak intensywnie macha saperką. Także zanim zaparkowałem auto zakręt był już bez śniegu. Niestety wciąż było mokro, ponadto miejscami na prostych odcinkach było jeszcze trochę śniegu, tak więc należało uważać. Potem zjawił się Kuba. Szybka fotka i hajda na rozgrzewkę!



gotowi do treningu!

Chwilę później, kiedy zacząłem ubierać starówki do biegania kilometrów, chłopaki zaczęli już swój trening. Bieganie szybkich odcinków na ZOO nigdy nie jest łatwe, bo na trasie znajduje się 300 m podbieg (wspominałem już o nim kiedyś), a żeby było ciekawej to fragment trasy, na którym znajdował się ten podbieg był dziś pod wiatr, także lekko nie było. Treningu nie ułatwiała także niska temperatura – ok. 0 stopni to zdecydowanie nie jest mój klimat. No ale cóż, trzeba było biegać.
Odzwyczajony trochę od takiego tempa, pierwsze kilka odcinków dosyć mocno się wentylowałem, co więcej pojawiało się charakterystyczne w szybszym bieganiu pogorszenie samopoczucia, chęć zatrzymania etc. Szybko odrzuciłem te myśli, koncentrując się wyłącznie na wykonaniu zadania. Ciężko było mi złapać luza, nie przejmowałem się tym jednak zbytnio, następne treningi z pewnością przyniosą znaczną poprawę. Po 5 odcinku zacząłem czuć się zdecydowanie lepiej, mimo nakładającego się zmęczenia. Chłopaki postanowili do mnie dołączyć po moim 6 odcinku, z czego się ucieszyłem. Mimo to że biegli za mną, zawsze lepiej biegać w grupie, nawet na czele, niż samemu znosić trudy treningu. Daniel pokonał ze mną chyba tylko 1 kilometr, ale trudno mu się dziwić – w niedziele biegał pół maraton. Z kolei Kuba biegał ze mną już do końca treningu. Na początku każdego odcinka zostawał z tyłu – podczas delikatnego zbiegu, aby na podbiegu mocniej popracować, kiedy to praktycznie się ze mną zrównywał. Ostatni kilometr standardowo biegam szybciej, dziś też tak było, jednak ruszyliśmy szybciej dopiero na 2 części dystansu i to na tej na której jest ten nieszczęsny podbieg. Mimo to pokonaliśmy ten fragment odcinka szybciej niż ten łatwiejszy – moim zdaniem jest to zawsze dobre zakończenie wymagającego treningu. 
było ok!
Po zakończonych tysiączkach lekkie roztruchanie, i szybki powrót do domu. W ciepłym mieszkaniu wykonałem jeszcze 10 minut rozciągania i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku (przyjemności raczej, ale ten zwrot lepiej brzmi) wziąłem ciepły prysznic.
            Dziś ograniczę się w rozpisywaniu, bo Święta zbliżają się wielkimi krokami, także należy się do nich odpowiednio przygotować, no i zaplanować kolejny trening gdzieś pomiędzy świątecznym obżarstwem :)
WESOŁEGO ALLELUJA!



1 komentarz:

  1. Ja dziś po tradycyjnym świątecznym obżarstwie zaliczyłem wieczorną 30-stkę ;-)

    OdpowiedzUsuń