niedziela, 12 maja 2013

Dobre złego początki, czyli bieg w Gdyni

Cześć!
            W środę zgodnie z planem umówiłem się na trening tempowy z Danielem i Maćkiem. Trening zaczęliśmy ok. 17:10, tuż po moich zajęciach. Późniejsza godzina spotkania była dużym plusem bo nie było już tak gorąco, mimo że wciąż temperatura była wysoka i było duszno.
            W planach miałem wykonanie 8 odcinków po 1 km, na prędkości startowej. Uważam że odcinki 1 km są stosunkowo krótkie, w związku z tym świetnie nadają się na podtrzymanie formy, lub łagodne wprowadzenie do treningu tempowego. Trening ten chciałem wykonać możliwie jak najmniejszym nakładem siły, aby być w 100% gotowy do startu w sobotę. Biegaliśmy szybciej niż na zakładanej prędkości, co odcinek zmieniając się z Danielem na prowadzeniu. Ponieważ Maciej nie jest jeszcze gotowy na utrzymywanie tak dużego  tempa, cały trening biegał za nami. Ostatecznie postanowiłem wykonać 7 odcinków, bo już zacząłem się lekko męczyć, a stwierdziłem że 8 odcinek być może miałby swoje negatywne skutki na starcie. Cały trening biegało mi się dobrze, także w dobrym nastroju miałem przystąpić do startu w Gdyni.
            W czwartek niestety sobie nie pobiegałem, bo cały czas była burza i nie chciałem ryzykować jakiś przygód na 2 dni przed startem. Piątek lekki rozruch i można było już tylko skupić się na sobotnim starcie.
        Sobota okazała się ciepłym i słonecznym dniem, czyli jak dla mnie idealne pogoda do zawodów. Niektórzy lubią jak jest chłodno podczas zawodów, ale trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że kiedy jest ciepło o wiele łatwiej jest utrzymać rozgrzany organizm w gotowości do startu.
Sportowcy wiejscy na start! Czyli Maciek i ja przed biegiem
            Jak zwykle Gdyński bieg zebrał na starcie sporą liczbę bardzo dobrych zawodników z Pomorza, takich jak Radek Dudycz, Tomasz Grycko, Bartosz Mazurski i inni. Stawkę uzupełnili ponadto biegacze z poza granic naszego województwa, na czele ze zwycięzcą cyklu GP z zeszłego roku Damianem Pieterczykiem i Michałem Smalcem. Przed biegiem miałem nadzieje na dobry bieg, podbudowany niezłymi wynikami z poprzednich biegów. Niewątpliwym plusem Gdyńskiego biegu było ustawienie stref czasowych, wobec czego czołówka biegu miała sporo miejsca żeby się spokojnie ustawić, no i nie było przypadkowych osób w pierwszych liniach, co niestety jest zmorą wielu biegów. Po odliczaniu i wystrzale armatnim wszyscy ruszyliśmy na trasę. Od razu obrałem taktykę spokojnego przesuwania się w trakcie dystansu coraz bliżej czołówki, aby nie wypruć się na początku długiego jak dla mnie biegu. Początkowo znajdowałem się w 2 grupie tuż za czołówką. Obok mnie biegł Piotr Pobłocki, który zawsze bardzo dobrze rozkłada siły podczas biegu, tak więc postanowiłem się go trzymać na początkowych kilometrach. Mniej więcej na 4 km dogoniłem Daniela, mając za sobą Karolka, czyli kolejnego członka naszej ekipy, którego zapewne przedstawię w najbliższych dniach. Niestety okazało się że tysiące w środę to nie był dobry pomysł – już od początku biegu brakowało "luza" i świeżości, także pierwsze odczucia na trasie wskazywały że będzie to ciężki bieg. Kiedy doszedłem Daniela, miałem jeszcze nadzieję na dojście kilkuosobowej grupy biegnącej przed nami. Cały plan spalił jednak na panewce, ponieważ nie miałem energii do dalszego pościgu, co więcej moi koledzy także nie byli dość silni, abyśmy mogli wspólnie dyktować mocne tempo. 

     Wspólnie dobiegliśmy do 6 km, kiedy to  zakrzyknąłem przed podbiegiem do Karolka, żeby dał zmianę Danielowi który w tym czasie prowadził. Ten poszedł tak mocno, że aż do końca podbiegu nie mogłem go dogonić. W międzyczasie zostawiłem Daniela i na zbiegu to ja wyszedłem przed Karolka. Przed bulwarem znowu dostałem od niego zamianę, ale już na płaskim odcinku pokazał mi żebym wyszedł i powiedział, że jeszcze możemy dojść uciekającą przed nami grupę. Wtedy ruszyłem z całej siły przed siebie, starając się jak najbardziej zbliżyć się do tej grupki, jednakże czułem że plan spali na panewce, bo biegłem już ostatkiem sił.
           Ostatni kilometr był po prostu drogą przez mękę, także nic dziwnego że skończyło się na 32:17 i znowu miejscu poza pierwszą dziesiątką biegu. Jeżeli chodzi o wynik, to jestem trochę zawiedziony, bo sądziłem że co by się nie działo to bieg poniżej 32 minut mam jak w banku, ale niestety rzeczywistość znów obeszła się ze mną brutalnie… Na pocieszenie pozostało mi 3 miejsce w kategorii i 12 w generalce.
            Niemniej jednak, ten niezbyt dobry wynik czegoś mnie nauczył, więc z pewnością trening tempowy w tygodniu kiedy będę biegał 10 km z pewnością już się nie powtórzy. Mimo wszystko nie zamierzam kombinować ze zmienianiem treningu, teraz będę starał się przede wszystkim odpocząć i złapać luz, aby dobrze prezentować się w kolejnych biegach.
            Dzisiaj umówiłem się z chłopakami na długie, spokojne bieganie, bo nogi bolą potwornie. Resztę dnia spędziłem więc na odpoczynku, czyli pełny relaks.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz