wtorek, 21 maja 2013

Daniels vs Oskar odcinek 2 (ale nie ostatni)



Cześć!
            Dzisiaj w tak zwanym między czasie postanowiłem wrócić trochę do teorii biegania metodą Danielsa.
            Jak już ostatnio wspomniałem, Daniels w swojej metodzie opiera się na stworzonych przez siebie tabelach, określających jak należy szybko biegać poszczególne jednostki treningowe. Dlatego też, trenując lub chociażby inspirując się jego metodą, bardzo ważne jest są starty, które pozwolą na określenie w jakiej formie znajduje się organizm w danym momencie. Jest to niejako taki punkt orientacyjny, pozwalający określić obciążenia na treningach. Może w tym momencie dodam swoje uwagi. Faktycznie, uważam że taki start jest dobrym punktem odniesienia do wyznaczenia naszych obciążeń, jednakże często bywa tak, że biegacze amatorzy poprawiają się z każdym biegiem, więc teoretycznie musieliby niemalże z tygodnia na tydzień biegać szybciej. Moim zdaniem takie postępowanie prowadziłoby w bardzo szybkim czasie do przetrenowania, kontuzji i ogólnego zniechęcenia bieganiem. Muszę przyznać że w tym sezonie przyjąłem zasadę, że prędkości na których będę biegał podniosę trzy razy. Dzięki temu, przy założeniu że cykl przygotować trwa jakoś ponad 30 tygodni, średnio zwiększam prędkość co 10 tygodni, co pozwala organizmowi spokojnie dostosować się do wyższych prędkości, zanim znowu zrobię krok do przodu. Drugą moim zdaniem ważną kwestią, o czym Daniels nie wspomina, jest określanie prędkości dnia. Moje podejście zapewne trochę kłóci się z tabelami Danielsa, które podają wprost konkretną prędkość z jaką należy biegać, ale uważam że takie ślepie stosowanie tabel to byłoby samobójstwo. Zastosowanie metody określania prędkości dnia, pozwala na płynne dojście w jakimś przedziale czasowym do pożądanych prędkości, a poza tym jest to taki bufor bezpieczeństwa pozwalający na szybką korektę treningu, z powodu na przykład nieprzespanej nocy lub przebytego przeziębienia.
            Może przytoczę jakiś obrazowy przykład. Załóżmy że II zakres początkowo biegałem po 3:45 na kilometr, potem kilku tygodniach miałem zaplanowany start kontrolny na 10 km i okazało się że powinienem biegać już po 3:38, wg Danielsa. W związku z tym do prędkości docelowej 3:38 dochodzę po jakiś 2/3 tygodniach, stopniowo przyspieszając na kolejnych treningach. Po powiedzmy 8 czy 7 tygodniach mam kolejny start kontrolny, i okazało się że znowu jest życiówka, więc znów mogę stopniowo przyspieszać.
            Uważam że takie stosowanie tabel Danielsa jest najbardziej efektywne. Zawsze jednak należy brać pod uwagę, że w jego tabelach są prędkości w warunkach idealnych, tak więc to że np. nie możemy się zbliżyć do wartości z tabel, wcale nie oznacza, że źle trenujemy, a może wynikać z trudnego terenu po którym zwykle biegamy, czy nawet różnic w pogodzie.
            Z powyższego wynika, że kluczem do sukcesu, osiągnięcia zakładanego celu jest trenowanie odpowiednio do swojego poziomu sportowego. Zbyt mocny trening może prowadzić do przemęczenia lub kontuzji, natomiast zbyt lekki trening nie pozwala się rozwinąć jako biegacz. Dla znalezienia złotego środka z pewnością Daniels i jego metoda jest bardzo przydatna, jednakże zawsze warto słuchać swojego organizmu, aby nie przedobrzyć. Na koniec może przytoczę takie powiedzonko, które obecne jest wśród biegaczy - "lepiej być nie dotrenowanym, niż przetrenowanym". Naprawdę warto się do tej maksymy stosować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz