Cześć!
Dzisiaj
w tak zwanym między czasie postanowiłem wrócić trochę do teorii biegania metodą
Danielsa.
Jak
już ostatnio wspomniałem, Daniels w swojej metodzie opiera się na stworzonych
przez siebie tabelach, określających jak należy szybko biegać poszczególne
jednostki treningowe. Dlatego też, trenując lub chociażby inspirując się jego
metodą, bardzo ważne jest są starty, które pozwolą na określenie w jakiej
formie znajduje się organizm w danym momencie. Jest to niejako taki punkt
orientacyjny, pozwalający określić obciążenia na treningach. Może w tym
momencie dodam swoje uwagi. Faktycznie, uważam że taki start jest dobrym
punktem odniesienia do wyznaczenia naszych obciążeń, jednakże często bywa tak,
że biegacze amatorzy poprawiają się z każdym biegiem, więc teoretycznie
musieliby niemalże z tygodnia na tydzień biegać szybciej. Moim zdaniem takie
postępowanie prowadziłoby w bardzo szybkim czasie do przetrenowania, kontuzji i
ogólnego zniechęcenia bieganiem. Muszę przyznać że w tym sezonie przyjąłem
zasadę, że prędkości na których będę biegał podniosę trzy razy. Dzięki temu,
przy założeniu że cykl przygotować trwa jakoś ponad 30 tygodni, średnio
zwiększam prędkość co 10 tygodni, co pozwala organizmowi spokojnie dostosować
się do wyższych prędkości, zanim znowu zrobię krok do przodu. Drugą moim
zdaniem ważną kwestią, o czym Daniels nie wspomina, jest określanie prędkości
dnia. Moje podejście zapewne trochę kłóci się z tabelami Danielsa, które podają
wprost konkretną prędkość z jaką należy biegać, ale uważam że takie ślepie
stosowanie tabel to byłoby samobójstwo. Zastosowanie metody określania
prędkości dnia, pozwala na płynne dojście w jakimś przedziale czasowym do pożądanych
prędkości, a poza tym jest to taki bufor bezpieczeństwa pozwalający na szybką
korektę treningu, z powodu na przykład nieprzespanej nocy lub przebytego
przeziębienia.
Może
przytoczę jakiś obrazowy przykład. Załóżmy że II zakres początkowo biegałem po
3:45 na kilometr, potem kilku tygodniach miałem zaplanowany start kontrolny na
10 km i okazało się że powinienem biegać już po 3:38, wg Danielsa. W związku z
tym do prędkości docelowej 3:38 dochodzę po jakiś 2/3 tygodniach, stopniowo
przyspieszając na kolejnych treningach. Po powiedzmy 8 czy 7 tygodniach mam
kolejny start kontrolny, i okazało się że znowu jest życiówka, więc znów mogę
stopniowo przyspieszać.
Uważam
że takie stosowanie tabel Danielsa jest najbardziej efektywne. Zawsze jednak należy
brać pod uwagę, że w jego tabelach są prędkości w warunkach idealnych, tak więc
to że np. nie możemy się zbliżyć do wartości z tabel, wcale nie oznacza, że źle
trenujemy, a może wynikać z trudnego terenu po którym zwykle biegamy, czy nawet
różnic w pogodzie.
Z
powyższego wynika, że kluczem do sukcesu, osiągnięcia zakładanego celu jest
trenowanie odpowiednio do swojego poziomu sportowego. Zbyt mocny trening może
prowadzić do przemęczenia lub kontuzji, natomiast zbyt lekki trening nie
pozwala się rozwinąć jako biegacz. Dla znalezienia złotego środka z pewnością
Daniels i jego metoda jest bardzo przydatna, jednakże zawsze warto słuchać
swojego organizmu, aby nie przedobrzyć. Na koniec może przytoczę takie
powiedzonko, które obecne jest wśród biegaczy - "lepiej być nie dotrenowanym,
niż przetrenowanym". Naprawdę warto się do tej maksymy stosować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz