Cześć!
Przez
ostatni nic nie umieściłem na moim blogu, trochę z powodu tego że odpoczywałem
na treningach, a trochę dlatego że nie miałem weny na nowe publikacje. Poniedziałek
i wtorek upłynęły mi pod znakiem łapania luza przed kolejnym startem, który miałem
odbyć w Lęborku. W związku z faktem, iż w niedziele mocno się
"przewentylowałem" w Linii, teraz trzeba było przez dwa dni tylko
odpocząć i trochę się poruszać. Dlatego też w poniedziałek pobiegałem niecałe
15 km po leśnych ścieżkach, bez rytmów i w spokojnym tempie, natomiast we
wtorek zrobiłem bardzo lekki rozruch, czyli zaledwie 4 km rozbiegania, podczas
których wplotłem 2 luźne rytmy. Po powrocie do domu zrobiłem także delikatne
rozciąganie, aby jeszcze lepiej dotlenić mięśnie.
Ponieważ
już w środę czułem się dobrze, a po starcie w niedziele nie było śladu, tak
więc już przed startem postanowiłem sobie, że będę szedł mocno. Niewątpliwie
całkiem dobra obstawa biegu była tylko ułatwieniem do wykonania tego założenia.
Ponieważ jest to ostatni start przed biegiem 11 maja w Gdyni, który jest
dopiero za 10 dni, nie miałem w zasadzie nic do stracenia, a mocne przetarcie
przed ważnym startem świetnie "podbija", pozwalając wznieść się na
wyżyny formy.
Jak
już wspomniałem wyżej, bieg mimo że rozgrywany na uboczu Lęborka, cieszy się
dużą popularnością wśród regionalnej czołówki zawodników, którzy potrafią się
tutaj licznie pojawiać. W związku z powyższym na kresce startowej stanęli
między innymi Tadek Zblewski, Tomasz Grycko, Piotr Pobłocki, Sebastian Wąsicki,
Krzysztof Paprocki i inni. W tym całym towarzystwie postanowiłem również
dołożyć swoje trzy grosze i przynajmniej napsuć trochę krwi faworytom. Zawody
rozgrywane są na ponad 2 km pętli, łącznie do przebiegnięcia jest ponad 6 km,
czyli 3 takie pętle. Trasa biegnie leśnymi ścieżkami, jednakże w zasadzie nie
ma podbiegów, jedynie jedno krótkie wzniesienie. Jeśli doliczymy bardzo długą
prostą będąca w zasadzie równią pochyłą, spokojnie można stwierdzić, że mimo
miękkiej leśnej nawierzchni trasa jest szybka, co znacznie wpływa na jej
widowiskowość. Co więcej, dla bardziej ambitnych kibiców przy odpowiednim
ustawieniu się, można na 1 pętli oglądać biegaczy 2 razy.
Wymiana uprzejmości przed startem |
Ale
do rzeczy. Po wystrzale startera bardzo szybko wyklarowała się ok. 6 osobowa
czołówka biegu, w której się znalazłem. Przez pierwsze koło schowałem się za
dyktującym tempo Tomaszem Grycko i biegnącym koło niego Tadkiem Zblewskim. Niestety
klasa obu rywali okazała się dla mnie zbyt duża, bowiem tuż po rozpoczęciu 2
koła zaczęli odrywać się od stawki.
Koniec pierwszego koła |
Pierwotnie chciałem trzymać pierwszą dwójkę
tak, aby nawet kiedy "spuchnę" wyrobić sobie odpowiednią przewagę nad
pozostałymi zawodnikami. Szybko jednak musiałem spasować i okazało się, że
zostałem prowadzącym w drugiej grupie zawodników, w której na początku byli (z
tego co widziałem) Piotr Pobłocki i Sebastian Wąsicki. Być może był ktoś
jeszcze, ale nie oglądałem się za siebie, tylko postanowiłem samotnie oderwać
się od rywali i zacząłem od tego momentu dyktować mocne tempo. Na koniec 2
pętli byłem już pewien, że na plecach został mi jedynie Piotr Pobłocki, z
którym stoczę walkę o 3 miejsce w biegu, bo niestety prowadząca dwójka sporo już
mi uciekła.
Początek ostatniego koła |
Mój przeciwnik nie zamierzał jednak rezygnować, i niedługo potem
dał mi zmianę. Ponieważ czułem się mocny, postanowiłem nie czekać i na
wzniesieniu znów dołożyłem wychodząc przed niego. Jak się okazało było to za
słabo, bo chwilę potem znów widziałem plecy rywala. Wtedy nastąpił chyba
krytyczny moment biegu, który ostatecznie zadecydował o losach 3 miejsca w
dzisiejszym biegu. Kiedy tak biegłem za plecami zawodnika przede mną,
zobaczyłem, a raczej wyczułem że ma moment kryzysu. Nie zwolnił, ale nie w jego
kroku nie było widać mocy, być może miał wtedy jakiś kryzys (doświadczeni
biegacze pewnie wiedzą o co mi chodzi). Wtedy szybko wysunąłem się na czoło i
znowu zacząłem podkręcać tempo. Myślałem że biegnąc odpowiednio szybko, będę
mógł jeszcze przed finiszem zgubić rywala i wbiec na metę niezagrożony. Niestety
Pan Piotr, jako doświadczony zawodnik, chyba przetrzymał kryzys i tylko czekał
za moimi plecami na atak. Kiedy wyskoczył mi na ostatnich 300 metrach niestety
ja już byłem wypompowany bardzo długim dyktowaniem mocnego tempa i nie
utrzymałem się za nim, aby przeprowadzić kontratak. Skończyło się na 4 miejscu.
Mimo to jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego biegu, bowiem wykonałem
naprawdę dużą pracę, która mam nadzieje zaprocentuje w przyszłych biegach,
powalczyłem, co więcej spróbowałem rozegrać bieg w wariancie który nie jest
moją najmocniejszą stroną, ale dzięki temu zyskałem dobre doświadczenie i
przekonanie, że stać mnie na dyktowanie samotnie mocnego tempa przez długi
dystans.
Zmasakrowany przed metą |
Wierzę,
że dzięki dzisiejszemu biegowi, 11 maja br. będę mógł cieszyć się z nowej
życiówki na 10 km. Do tego jednak czasu trzeba wykonać jeszcze jakieś akcenty,
aby potrzymać zwyżkującą formę.
Cześć, widzę że biegłeś w adizero feather 2, jak sprawdziły się na takiej trasie? Mam przed sobą w sobotę start na 5km po mniej więcej takiej nawierzchni i zastanawiam się czy ubrać adizero czy pegasusy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń