Cześć!
Wczoraj
z Danielem i Maćkiem udaliśmy się na zawody do Osiecznej. Z uwagi na problemy z
samochodami, tym razem to Maciek był kierowcą, bo jego samochodem jechaliśmy.
Bieg
w tej miejscowości oddalonej kilkanaście kilometrów od Starogardu Gdańskiego
wybrałem specjalnie, gdyż z jednej strony liczyłem na dobre przetarcie na krótszym
dystansie, a z drugiej strony chciałem wykorzystać okazję do podreperowania
mojego budżetu. Szczerze mówiąc liczyłem na to, że bieg okaże się tzw.
"cichaczem", czyli biegiem gdzie pojawi się mała liczba dobrych
biegaczy, co dałoby szanse na powalczenie o główną nagrodę.
Po
dojechaniu na miejsce, zresztą po dziurawych jak ser szwajcarski gminnych
drogach, zastaliśmy atmosferę wielkiego pikniku, na który zeszła się cała okoliczna
ludność.
Niestety,
wśród wielu ludzi odwiedzających okolicę urzędu gminny w Osiecznej, zastaliśmy
również liczną grupę mocnych biegaczy, wśród których znajdował się między
innymi Paweł Ochal, Tadek i Leszek Zblewscy, Andrzej Rogiewicz, no i oczywiście
medalista ostatnich Halowych Mistrzostw Polski Seniorów Dawid Klaybor.
Rywalizacja miała odbywać po szosie, na 3 pętlach o długości ok. 1,4 km każda. Z
uwagi na fakt, że tylko 6 pierwszych miejsc było płatnych, trzeba było nastawić
się na ostre ściganie, co ostatecznie nie musiało przynieść pozytywnych
rezultatów. Często bywa tak, że na krótszych biegach ulicznych pojawiają się
biegacze średniodystansowi, co niestety nie zawsze przekłada się na szybkie
bieganie. Ponieważ ja sam byłem kiedyś średniakiem, to wiem że często w takich
sytuacjach przez większość biegu jest czajenie się, aby potem pójść z mocno z
krótkiego finiszu. Taka taktyka ma jednak swój duży minus, bo często wtedy
zdarza się, że do momentu ostatecznego ataku zbyt wielu
"przypadkowych" zawodników dobiega i możne się zdarzyć, że przegra
się z kimś kto na dystansie radzi sobie gorzej, ale dysponuje dobrym finiszem. Z
tego też względu postanowiłem sobie, że w razie gdyby po starcie tempo było
zbyt wolne, to postaram się "rozbujać" biegnącą ekipę.
Po
rozgrzewce cała nasza trójka udała się w okolice linii startowej, szukając
jeszcze cienia, aby mocno piekące słońce nie zmęczyło nas za bardzo. Potem
nastąpiło wyczytywanie faworytów biegu i zostaliśmy zaproszeni na
"kreskę". Szybko ustawiłem się w 1 linii, aby mieć dobrą kontrolę nad
czołówką.
Po
gwizdku startera ruszyliśmy na trasę. Jakieś 50 m po starcie był ostry zakręt o
90 stopni, gdzie chcąc uniknąć przepychanek wysunąłem się na czoło biegu,
osiągając nawet pewną przewagę. Generalnie
bieg było dosyć trudny technicznie, bo było wiele ostrych zakrętów, jednakże
dla mnie nie stanowiły większego problemu, bo mam spore doświadczenie w biegach
na hali, gdzie zawsze jest mało miejsca i zakręty bywają bardzo ostre. Kluczem
jest takie złożenie się na łuku zakrętu, aby nie wytracać za bardzo prędkości,
bo ponowne przyspieszanie bywa zgubne dla powodzenia na biegu. Niedługo potem
dostałem zmianę od Dawida Klaybor, jednakże już wtedy tempo było dobre -
podobno pierwszy kilometr przebiegliśmy w 2:49 (zgodnie z zegarkiem gps jednego
z uczestników czołówki). Wtedy też spadłem na 3/4 lokatę i zamierzałem tak
trzymać do końca. Niestety - wysokie tempo dało mi się mocno we znaki i
zacząłem odpadać od prowadzącej grupy, do której dołączył w międzyczasie
Daniel. Na ostatnie koło wbiegałem na 7 miejscu, tuż obok Leszka Zblewskiego i
z ok. 15 m stratą do Daniela, który też już odpadł od czołówki, która
nieznacznie mu uciekła. Przez większą część ostatniego koła starałem się zebrać
siły na ostateczny finisz, bowiem Leszek Zblewski słynie z piekielnej końcówki,
z którym jeszcze niedawno miał problemy nawet sam Marcin Lewandowski (czołowy
800 metrowiec na świecie). Jakieś 400 m do mety zaczęliśmy ostateczny finisz. W
tym miejscu trasa biegła po chodniku, który był z dwóch stron odgrodzony
płotami okalającym sąsiednie posesje. Leszek próbował lekko zepchnąć mnie na
lewo, bo już zaczęliśmy doganiać Daniela, który biegł właśnie lewą stroną, więc
albo musiałbym zwolnić i przeczekać aż Leszek przebiegnie i dopiero wtedy minąć
Daniela, co spowodowałoby już dużą stratę do uciekającego, albo ruszyć jeszcze
szybciej, wyprzedzając Leszka jeszcze zanim miniemy Daniela. Oczywiście
wybrałem to drugie. Wtedy Leszek nie wytrzymał, a ja już do mety kontynuowałem
bieg w mocnym rytmie, który sobie narzuciłem, wskakując tym samym na 5 pozycję.
Po zakończonym biegu okazało się, że również Daniel dał radę obronić się przed
atakiem Leszka, więc przybiegł miejsce za mną. Potem dowiedziałem się, że ostatecznie
wygrał Dawid Klaybor, co nie specjalnie mnie zdziwiło, bo był zdecydowanie
najmocniejszym zawodnikiem wczorajszego biegu.
Po biegu, stoimy razem z Weroniką Wójcik, drugą w klasyfikacji kobiet |
Po
zawodach podczas rozmowy z pozostałymi zawodnikami z czołówki dowiedzieliśmy
się, że cały bieg był rozgrywany w bardzo mocnym tempie. My z Danielem
przelecieliśmy ten bieg na prędkości ok. 2:54/55 na kilometr, a utrzymywaliśmy
to tempo przez ponad 4 km. Dzięki temu nasze humory były dobre, bo jest to
niezły punkt wyjścia do próby robienia minimum na 5000 m na stadionie, które
wynosi 14:45. W tym miejscu należy jeszcze wspomnieć o Maćku, który przebiegł
ten dystans na prędkościach nieznacznie powyżej 3:00 na km, także widać że cała
trójka dała z siebie wszystko. Dodatkowo, Daniel i ja wbiliśmy się w pulę,
także ta podróż w naszym wypadku nieznacznie się zwróciła.
Dekoracja zwycięzców (niestety "pudło" zostało ustawione pod słońce, stąd słaba jakość zdjęcia) |
Ten
start pokazał jednak, że mimo wpadki w biegu w Gdyni, wszystko zmierza w dobrym
kierunku, cała sztuka jest teraz ten dobry kierunek utrzymać.
:-)
OdpowiedzUsuńGratulacje ! Zwycięzca nazywa się Dawid Klaybor.
OdpowiedzUsuń