Cześć!
Dzisiaj
jak się rzekło, pojechaliśmy na zawody z Danielem, tym razem do Obliwic. Start
tam był o tyle ciekawy, że pierwszy start na dystansie ok. 6 km po niespełna 2
km przełajowej pętli. Pierwsza dziesiątka z tego biegu kwalifikowała się potem
do biegu na milę, który to bieg obywał się już na szosie.
Po
przyjeździe na miejsce szczęśliwie okazało się, że Kenijczycy nie przyjechali,
ale za to dopisali zawodnicy z kraju, w tym Łukasz Kujawski, Dawid Klaybor,
Robert Sadowski, Błażej Król, Krzysztof Paprocki, no i oczywiście Daniel, który
miał ze mną rachunki do wyrównania za poprzednie biegi. Przed biegiem siąpił
drobny deszcz i było chłodno, więc postanowiłem rozgrzewać się ciepło ubrany. Trasa
tak jak już wspomniałem prowadziła po ok. 2 km pętli, na której była trawiasta
i piaszczysta nawierzchnia. Z uwagi na regularne opady, które ostatnio
przechodzą przez region, trasa po piasku nie była twarda i zbita, ale za to nie
było też kurzu.
Po
oficjalnym przedstawieniu faworytów biegu, zaraz po sygnale startera ruszyliśmy
zwartą grupą na trasę. Pierwsze koło można nazwać kołem przyjaźni, bo tempo nie
było zbyt mocne, więc do samego końca tej pętli biegła jeszcze spora liczba
biegaczy. Zaraz potem szarpnął Łukasz Kujawski, a za nim poszedł Dawid Klaybor.
Zauważyłem że Daniel również ma ochotę na przytrzymanie uciekinierów, więc
siadłem mu na plecach, chcąc być jak najbliżej niego, gdy dojdzie do finiszu. Niestety
- okazało się że nogi dzisiaj nie kręcą się z właściwą kadencją, więc powoli
Daniel mi odskoczył. Status quo trwał aż do początku trzeciej pętli, kiedy
postanowiłem powoli zbliżać się do Daniela, aby osiągnąć dobrą pozycję
wyjściową do mocnego finiszu. Plan był dobry, ale wykonanie już gorsze, bo
niedługo potem dostałem zmianę do Roberta Sadowskiego, który równym mocnym
tempem zaczął mi także odbiegać. Próbowałem się szarpać, trzymać, ale nic z
tego - kolejny zawodnik mi odskoczył. Na szczęście dalej już odległości między
nami się nie zwiększały, a na szczęście miałem jeszcze bezpieczną przewagę nad
biegnącym za mną Błażejem Królem. Po biegu byłem niepocieszony ze sposobu w
jakim oddawałem pola rywalom, co gorsza nogi ewidentnie się nie kręciły. Zapewne
był to efekt mocnego treningu w środę, no i także układu treningowego w tym
tygodniu, bo po niedzielnym starcie odpoczywałem tylko jeden dzień, a we wtorek
i środę jeszcze poprawiłem treningiem. Nic to, pomyślałem, pozostała jeszcze
mila, to której się rzecz jasna zakwalifikowałem. Liczyłem, także, że nogi
zaczną się wreszcie pracować jak należy.
Po
dekoracji zwycięzców na 6 km, a także po innych imprezach towarzyszących
(odsłonięcie obelisku i występ orkiestry), cała czołowa dziesiątka udała się na
miejsce startu na milę. Trasa biegła po asfaltowej drodze, która miała kształt
litery "L" - musieliśmy dobiec do oznaczonego punktu, a potem z
powrotem na metę. Fajną częścią imprezy było moim zdaniem wyczytanie kolejnych
zawodników, którzy stawali kolejno na kresce startowej, dając tym samym szansę
kibicom na poznanie wszystkich biegnących zawodników. Ja byłem
"rozstawiony" jako piąty, bo tak dobiegłem na 6 km. Po przedstawieniu
zawodników, ustawiliśmy się na kresce i po sygnale ostro ruszyliśmy przed
siebie. Od razu przypomniały mi się czasy jak biegałem na stadionie! Początkowo
zająłem miejsce w pierwszej linii, biegnąc obok Dawida i Łukasza. Jednakże po
jakiś 350 metrach, gdy dobiegliśmy do zakrętu, mocniej poszedł Łukasz, więc ja
postanowiłem nie szarpać się z chłopakami, którzy niestety teraz są półkę wyżej
niż ja, no i poczekałem troszkę na Daniela i biegnącego koło niego Błażeja
Króla, którego obecność tutaj była dla mnie nie małym zaskoczeniem. Dalej naszą
grupkę poprowadził Daniel. Wtedy także stało się jasne że o zwycięstwo bój
stoczy Łukasz i Dawid, a naszej trójce pozostała walka o trzecią lokatę. Po
zakręcie była dosyć długa i łagodna hopka (najpierw podbiegliśmy a potem w
dół). Już przed startem postanowiłem, że jeśli będzie sposobność to ruszę po
zakręcie, za którym zostało już długa ok. 350 m prosta wiodąca lekko w dół do
mety. Przed zakrętem był jeszcze lekki podbieg, więc zdecydowałem się wykorzystać
ukształtowanie terenu i ruszyć już pod górę, aby rozpędzony wylecieć z zakrętu.
Kiedy wyszedłem, zdziwiłem się bardzo, bo krok w krok za mną biegł nie Daniel,
a Błażej. Kiedy zrównał się ze mną, ruszyłem mocniej aby rozpocząć finisz. Niestety
na Błażeja dziś to było za mało. Nie dość że wytrzymał ze mną, nie pozwalając
mi odskoczyć, to jeszcze niedługo potem to on mnie wyprzedził. Byłem w szoku,
co więcej czułem że może być po mnie. Ale trzymając się starej biegowej maksymy
- "nie masz siły biec? - przyspiesz", skróciłem krok, zapracowałem
mocno ramionami i ruszyłem przed siebie rozpoczynając ostateczny atak, który
jak się okazało wreszcie przyniósł efekt. Dzięki temu osiągnąłem bezpieczną
przewagę, którą dowiozłem do mety.
Po
biegu byłem zadowolony z miejsca i stylu w jakim je wywalczyłem. Ponadto
okazało się że nogi po kiepskim biegu na 6 km, na mili "puściły",
więc mam nadzieje że jeszcze kilka dobrych biegów czeka na mnie w najbliższym
czasie.
Dzisiejsze, ciężko wywalczone trofea. |
Na
koniec mogę powiedzieć, że imprezę zdecydowanie zaliczam do udanej, zarówno pod
względem sportowym (z mojej strony), jak i organizacyjnym. Lokalna społeczność
naprawdę dokładała tutaj wiele starań, aby uszanować trud biegaczy, za co należy im
się wielki szacunek. Może dlatego na biegu pojawiła się prasa i telewizja, zresztą
bieg jak widać ma już swoją renomę.
http://www.tvp.pl/gdansk/informacja/panorama-sport/wideo/26052013-1830/11224110
- tutaj link do strony gdańskiej "Panoramy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz