poniedziałek, 20 maja 2013

Mocne ściganie w Osiecznej



Cześć!
            Wczoraj z Danielem i Maćkiem udaliśmy się na zawody do Osiecznej. Z uwagi na problemy z samochodami, tym razem to Maciek był kierowcą, bo jego samochodem jechaliśmy.
            Bieg w tej miejscowości oddalonej kilkanaście kilometrów od Starogardu Gdańskiego wybrałem specjalnie, gdyż z jednej strony liczyłem na dobre przetarcie na krótszym dystansie, a z drugiej strony chciałem wykorzystać okazję do podreperowania mojego budżetu. Szczerze mówiąc liczyłem na to, że bieg okaże się tzw. "cichaczem", czyli biegiem gdzie pojawi się mała liczba dobrych biegaczy, co dałoby szanse na powalczenie o główną nagrodę.
            Po dojechaniu na miejsce, zresztą po dziurawych jak ser szwajcarski gminnych drogach, zastaliśmy atmosferę wielkiego pikniku, na który zeszła się cała okoliczna ludność.
            Niestety, wśród wielu ludzi odwiedzających okolicę urzędu gminny w Osiecznej, zastaliśmy również liczną grupę mocnych biegaczy, wśród których znajdował się między innymi Paweł Ochal, Tadek i Leszek Zblewscy, Andrzej Rogiewicz, no i oczywiście medalista ostatnich Halowych Mistrzostw Polski Seniorów Dawid Klaybor. Rywalizacja miała odbywać po szosie, na 3 pętlach o długości ok. 1,4 km każda. Z uwagi na fakt, że tylko 6 pierwszych miejsc było płatnych, trzeba było nastawić się na ostre ściganie, co ostatecznie nie musiało przynieść pozytywnych rezultatów. Często bywa tak, że na krótszych biegach ulicznych pojawiają się biegacze średniodystansowi, co niestety nie zawsze przekłada się na szybkie bieganie. Ponieważ ja sam byłem kiedyś średniakiem, to wiem że często w takich sytuacjach przez większość biegu jest czajenie się, aby potem pójść z mocno z krótkiego finiszu. Taka taktyka ma jednak swój duży minus, bo często wtedy zdarza się, że do momentu ostatecznego ataku zbyt wielu "przypadkowych" zawodników dobiega i możne się zdarzyć, że przegra się z kimś kto na dystansie radzi sobie gorzej, ale dysponuje dobrym finiszem. Z tego też względu postanowiłem sobie, że w razie gdyby po starcie tempo było zbyt wolne, to postaram się "rozbujać" biegnącą ekipę.
            Po rozgrzewce cała nasza trójka udała się w okolice linii startowej, szukając jeszcze cienia, aby mocno piekące słońce nie zmęczyło nas za bardzo. Potem nastąpiło wyczytywanie faworytów biegu i zostaliśmy zaproszeni na "kreskę". Szybko ustawiłem się w 1 linii, aby mieć dobrą kontrolę nad czołówką.
            Po gwizdku startera ruszyliśmy na trasę. Jakieś 50 m po starcie był ostry zakręt o 90 stopni, gdzie chcąc uniknąć przepychanek wysunąłem się na czoło biegu, osiągając nawet pewną przewagę.  Generalnie bieg było dosyć trudny technicznie, bo było wiele ostrych zakrętów, jednakże dla mnie nie stanowiły większego problemu, bo mam spore doświadczenie w biegach na hali, gdzie zawsze jest mało miejsca i zakręty bywają bardzo ostre. Kluczem jest takie złożenie się na łuku zakrętu, aby nie wytracać za bardzo prędkości, bo ponowne przyspieszanie bywa zgubne dla powodzenia na biegu. Niedługo potem dostałem zmianę od Dawida Klaybor, jednakże już wtedy tempo było dobre - podobno pierwszy kilometr przebiegliśmy w 2:49 (zgodnie z zegarkiem gps jednego z uczestników czołówki). Wtedy też spadłem na 3/4 lokatę i zamierzałem tak trzymać do końca. Niestety - wysokie tempo dało mi się mocno we znaki i zacząłem odpadać od prowadzącej grupy, do której dołączył w międzyczasie Daniel. Na ostatnie koło wbiegałem na 7 miejscu, tuż obok Leszka Zblewskiego i z ok. 15 m stratą do Daniela, który też już odpadł od czołówki, która nieznacznie mu uciekła. Przez większą część ostatniego koła starałem się zebrać siły na ostateczny finisz, bowiem Leszek Zblewski słynie z piekielnej końcówki, z którym jeszcze niedawno miał problemy nawet sam Marcin Lewandowski (czołowy 800 metrowiec na świecie). Jakieś 400 m do mety zaczęliśmy ostateczny finisz. W tym miejscu trasa biegła po chodniku, który był z dwóch stron odgrodzony płotami okalającym sąsiednie posesje. Leszek próbował lekko zepchnąć mnie na lewo, bo już zaczęliśmy doganiać Daniela, który biegł właśnie lewą stroną, więc albo musiałbym zwolnić i przeczekać aż Leszek przebiegnie i dopiero wtedy minąć Daniela, co spowodowałoby już dużą stratę do uciekającego, albo ruszyć jeszcze szybciej, wyprzedzając Leszka jeszcze zanim miniemy Daniela. Oczywiście wybrałem to drugie. Wtedy Leszek nie wytrzymał, a ja już do mety kontynuowałem bieg w mocnym rytmie, który sobie narzuciłem, wskakując tym samym na 5 pozycję. Po zakończonym biegu okazało się, że również Daniel dał radę obronić się przed atakiem Leszka, więc przybiegł miejsce za mną. Potem dowiedziałem się, że ostatecznie wygrał Dawid Klaybor, co nie specjalnie mnie zdziwiło, bo był zdecydowanie najmocniejszym zawodnikiem wczorajszego biegu.  
Po biegu, stoimy razem z Weroniką Wójcik, drugą w klasyfikacji kobiet
            Po zawodach podczas rozmowy z pozostałymi zawodnikami z czołówki dowiedzieliśmy się, że cały bieg był rozgrywany w bardzo mocnym tempie. My z Danielem przelecieliśmy ten bieg na prędkości ok. 2:54/55 na kilometr, a utrzymywaliśmy to tempo przez ponad 4 km. Dzięki temu nasze humory były dobre, bo jest to niezły punkt wyjścia do próby robienia minimum na 5000 m na stadionie, które wynosi 14:45. W tym miejscu należy jeszcze wspomnieć o Maćku, który przebiegł ten dystans na prędkościach nieznacznie powyżej 3:00 na km, także widać że cała trójka dała z siebie wszystko. Dodatkowo, Daniel i ja wbiliśmy się w pulę, także ta podróż w naszym wypadku nieznacznie się zwróciła. 
Dekoracja zwycięzców (niestety "pudło" zostało ustawione pod słońce, stąd słaba jakość zdjęcia)
            Ten start pokazał jednak, że mimo wpadki w biegu w Gdyni, wszystko zmierza w dobrym kierunku, cała sztuka jest teraz ten dobry kierunek utrzymać.

2 komentarze: