Cześć!
Pierwsze o czym chciałbym zauważyć,
żę mojemu blogowi stuknął już pierwszy tysiączek! Wielkie dzięki za odwiedziny!
Wiem też, że jest kilka osób które czytają mój blog regularnie i dla tych
szczególne podziękowania.
A teraz do tematu. Ponieważ dzisiaj
na treningu znów luźne rozbieganie, postanowiłem że opiszę trochę mój stosunek
do metody Danielsa, którą proponuje w swojej książce.
Pierwsza kwestia, którą uważam za
duży plus, to przejrzystość, jeżeli chodzi o to „co do czego ma służyć”.
Daniels bardzo dokładanie opisuje w książce poszczególne jednostki treningowe,
jakie mają znaczenie i jak należy je stosować. Wyróżniamy tutaj:
- easy pace (u mnie to I zakres, rozbieganie, wybieganie, ewentualnie OWB 1
– Ogólna Wytrzymałość Biegowa 1)
- marathon pace (u mnie II zakres, lub po prostu zakres, albo BC2 – Bieg
Ciągły 2)
- treshold (u mnie III zakres, WB 3 – Wytrzymałość Biegowa w 3 zakresie)
- intervals (u mnie tempo, interwały)
- repetitions (elementy szybkościowe, u mnie są to rytmy, albo po prostu
szybkość)
Jeżeli chodzi o intensywność danych bodźców,
to szczególnie ważne są tutaj jego tabele, dzięki którymi wiemy, jak szybko
mamy biegać w podczas danej jednostki treningowej. (link do tabel Danielsa w
formie elektronicznej:
Tutaj jednak muszę się na chwilę
zatrzymać. Rozmawiałem z kilkoma osobami na temat jego tabel (z bardziej
zaawansowanymi biegaczami ode mnie) i mieli co do tych tabel takie same
odczucie – moim zdaniem nie jest wskazane stosowane intensywności z tabel w stosunku
1 do 1. Podam przykład oparty na sobie. O ile dobrze pamiętam, to rozbiegania
musiałbym biegać co najmniej 20 sek. szybciej niż biegam, w tempie maratońskim
zbliżam się do granicy wskazanej u Danielsa, nie jestem w stanie pobiec treshold (co ja nazywam III zakresem) tak
szybko jak podaje Daniels (ostatnio próbowałem i nie dałem rady zrobić tak
całego treningu), interwały jak na razie też biegam wolniej. Wniosek jest taki,
że podane przez niego prędkości należy traktować jako takie optimum, do którego
należy dążyć, ale nie zalecałbym biegania szybciej. No chyba że start kontrolny
wykaże, że np. zrobiliście progres wynikowy. Ponadto uważam że należałoby
jeszcze uwzględnić warunki pogodowe, wiatr, temperaturę i to gdzie biegamy (czy
na terenie pofałdowanych czy na stadionie), więc kiedy ktoś zamierza zdecydować
się na bieganie z Danielsem, to na początek radziłbym dodać przynajmniej kilka
sekund do zakreślonej przez niego granicy. Jeżeli o mnie chodzi to tutaj miałem
trochę prościej, bo mam już jakieś doświadczenie w bieganiu, wiem na co stać
mój organizm, także tabele traktuje jako taki punkt orientacyjny.
Kolejną rzeczą fajną u Danielsa, to podział sezonu startowego na 4
mikrocykle. W I fazie budujemy wytrzymałość ogólną, siłę i sprawność (można
nazwać to bazą), w II zaczynamy już bieganie biegów w tempie progowym i rytmów,
III faza to generalnie okres biegania na prędkościach startowych (czyli
interwały), IV faza to okres startów. Oczywiście Daniels pokazuje, że można
mieszać, skracać poszczególne okresy, a także pokazuje, jak rozmieszczać w
poszczególnych tygodniach akcenty treningowe. Osobiście zacząłem stosować w
swoich planach tę metodę, jednakże troszeczkę robię inne rzeczy w podanych
przez niego fazach. W I fazie faktycznie robiłem bazę, ale wzorem polskiej
szkoły opierałem się w niej na II zakresie (czyli u Danielsa bieg na prędkości
maratońskiej) i sile biegowej. II faza to biegi progowe i II zakresy i siła
biegowa – Daniels podaje że wtedy powinno się biegać dużo treningów rytmowych
(szybkość), jednak Polska zima na to nie pozwala, a hala lekkoatletyczna w
Polsce to luksus tylko dla wybranych. Teraz jestem w III fazie, także biegam
tak jak Daniels podaje – biegi tempowe. Ponadto, zamierzam na dniach wprowadzić
akcenty szybkościowe. W IV fazie będę więcej startował i wtedy też przypadają
moje imprezy docelowe – MP Seniorów na 5000 m i MP na 10 km na szosie w Gdańsku
(Bieg Św. Dominika).
Do czego mogę się przyczepić u Danielsa, to fakt że w swojej książce
niemal zupełnie pominął siłę biegową. Dla mnie jest to bardzo ważny trening,
który stosuje praktycznie we wszystkich fazach (z odpowiednią intensywnością i
różnych kombinacjach), natomiast Daniels ograniczył się tutaj do lakonicznego
stwierdzenia, że jest to forma szybkości i możemy je stosować zamiennie. A ja
się pytam jak skipy zaliczyć? Do szybkości? Tutaj Daniels wyraźnie kuleje. Być
może w Ameryce nie biega się tak dużo siły jak u nas. Jednakże ja osobiście uważam,
że ten trening jest tak ważny dla biegacza, że zasługuje on na swój rozdział w
jego książce.
Ok, na chwilę obecną to by było na tyle. Więcej uwag i spostrzeżeń będę
zawierał w kolejnych postach, poświęconych tak jak ten, tylko Danielsowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz