Cześć!
Dzisiaj na treningu zaplanowałem
interwały. Znowu na ZOO, ale coś mi się wydaje, że to już po raz ostatni -
czuję że za tydzień będzie można wejść już na stadion, na którym nie będzie już
ani lodu, ani śniegu. Kilka dni wcześniej spotkałem na wybieganiu Radka, no i w
ten sposób zgadaliśmy się na sobotni trening. W planie mieliśmy biegać 1 km
odcinki, z tym, że Radek jako maratończyk biegał ich trochę więcej. Ponadto w treningu
brali udział także Maciek i Jacek (zawodnik Radka), z tym, że Maciej biegał dwójki,
a Jacek też tysiące, tyle, że trochę wolniej. Na początku jazda obowiązkowa,
czyli 4 km wybiegania i rozciąganie, w międzyczasie zrobiłem pięć 100 -
metrowych przebieżek. Zanim jednak zaczęliśmy biegać właściwą część treningu
zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, które będą stanowiły ozdobę dzisiejszego wpisu.
Było przy tym trochę śmiechu, jako że prowadzę niniejszego bloga chłopaki
starali się doszukać u mnie podobieństwa do Kasi Tusk, ale nie wiem, do jakich
wniosków doszli, bo zaraz trzeba było ubrać się w strój bojowy, czyli lekki
antypot z długim rękawem i startówki, no i zacząć latać tysiączki. Przystałem
na propozycję Radka, żeby zmieniać się na prowadzeniu, co odcinek - okazało się
to dobrym dla mnie rozwiązaniem. Nie było rewelacji, jeżeli chodzi o moje samopoczucie,
a poza tym, mimo że pogoda dopisała, to bieg utrudniał całkiem mocny wiatr. Po
treningu obowiązkowe schłodzenie, czyli ok. 3 km truchtu i można było wrócić do
domu.
W dobrych humorach przed treningiem. Od lewej: Maciek, ja, Radek i Jacek. |
A pro po - trening interwałowy,
oprócz korzyści związanych z treningiem na prędkościach zbliżonych do prędkości
startowych, można potraktować także jako dobrą okazję do ćwiczenia umiejętności
biegania „na plecach” innego zawodnika. Otóż w bieganiu, zresztą podobnie jak w
kolarstwie na przykład (zastanawiacie się czasem jak to jest, że kolarze jadą w
peletonie koło w koło i nie wpadają na siebie, co chwila?), umiejętność biegu w
bliskiej odległości za innym zawodnikiem, daje możliwość biegu na mniejszym
zmęczeniu, co można potem wykorzystać w kluczowym momencie biegu. Generalnie
chodzi o to, aby biec możliwie jak najbliżej, przy jednoczesnym zachowaniu
swobody własnego kroku i rytmu biegowego. W praktyce ta umiejętność może okazać
się kluczowa, np. w momencie, kiedy jesteśmy już zmęczeni, a mija nas jakiś
zawodnik. Dobrze jest za wszelką cenę
utrzymać się z nim, po pierwsze dlatego, że zazwyczaj jeśli ktoś już wam
odskoczy w trakcie dystansu, to potem już go nie dogonicie, a po drugie, chodzi
też o psychiczne nastawienie do biegu. Nieraz, kiedy ktoś was wyprzedzi np. na
6 km w biegu na dyszkę, rodzi to niejako efekt lawinowy, czyli wyprzedza was
coraz większa liczba zawodników, a wy czujecie się coraz słabsi i słabsi, nawet,
jeśli organizm mógłby jeszcze kontynuować bieg w dobrym tempie. Najlepsza
recepta jest taka, że jeśli ktoś was wyprzedza, szybko wskakujecie mu na plecy
(nigdy nie biegniecie obok delikwenta!) i wieziecie się do momentu, aż
odzyskacie trochę świeżości, a potem kto wie, może sami zaczniecie atakować? Zresztą
nawet jak ostatecznie te zabiegi się nie udadzą, a walczyliście, trzymaliście
się tyle ile mogliście, to można po biegu spokojnie spojrzeć w lustro i
powiedzieć "więcej się dziś nie dało, ale walczyłem" - satysfakcja
gwarantowana. Dlatego jak czasem macie okazję z kimś trenować, a biegacie jakiś
szybszy trening, to warto umówić się, że ktoś prowadzi jeden odcinek, potem w
następnym dacie mu zmianę itd. Trening stanie się łatwiejszy, a nabyte w ten
sposób umiejętności możecie wykorzystać na zawodach. Nie wiem czy to okaże się
pomocne, ale ja staram się obserwować linię barków zawodnika przede mną. Daje
to możliwość dobrego wyczucia odległości, a przy tym pozwala zachować swobodą i
wyprostowaną, (czyli prawidłową) sylwetkę podczas biegu.
To by było na tyle. Weekend
zapowiada się pogodny i coraz bardziej wiosenny, także życzę aby każdy mógł go spędzić aktywnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz