niedziela, 14 kwietnia 2013

Intensywny (biegowy) weekend



Cześć!
    Wczoraj miałem bardzo zalatany dzień, także znów będzie jeden zbiorczy, weekendowy post, zawierający relację z dwóch treningów jakie odbyłem.

   W sobotę miałem jak zwykle w planie bieganie treningu tempowego. W tym tygodniu zaplanowałem trening schodkowy, czyli 2 km - 1,5 km - 1 km - 500 m razy 2. Trening ciekawy, z pewnością jest to fajne urozmaicenie po bieganiu np. 10 x 1km lub 6 x 2km. Przerwy też nie były równe, bo skracałem je, im krótszy dystans miałem do przebiegnięcia. Najdłużej trwała przerwa między seriami, co pozwoliło mi utrzymać mniej więcej te same prędkości na odcinkach bieganych na rosnącym zmęczeniu.

      Co jednak najważniejsze wreszcie mogłem pobiegać na stadionie. W  tym celu umówiłem się w Danielem na 10:30 i od razu udaliśmy się na stadion. Wciąż wszyscy czekają aż śnieg, a raczej lód odpuści i będzie można spokojnie pobiegać po lesie. Jak na razie pozostało nam jednak rozgrzać się na stadionie, krążąc kolejne kółka po zewnętrznych torach. Pogoda w sobotę w Gdańsku była rewelacyjna, także chyba z tego powodu kto żyw udał się na obiekt Gdańskiego AWF-u. Szczerze mówiąc to nie liczyłem osób które były na stadionie, ale podejrzewam że była to liczba w granicach setki lub więcej. Były min. 2 duże grupy dzieciaków i ich trenerów, którzy wykonywali płotki i ćwiczenia sprawnościowe. Byli również sprinterzy, którzy biegali jakieś szybkie odcinki w kolcach, a część ładujące dłuższe odcinki biegane w koło. Ktoś ćwiczył zmiany na krótką sztafetę, ktoś biegał płotki, także trzeba było mieć oczy dookoła głowy aby nie doszło do jakiegoś nieszczęścia. Nie są to wymarzone warunki do treningu, ale nie ma co narzekać, tylko robić swoje.  Przyznam że nie biegało się najłatwiej, tym bardziej że Daniel i ja robiliśmy inne treningi, tak więc każdy biegał sam. Treningu nie ułatwiał tradycyjny na Pomorzu w tym okresie mocny wiatr, tak więc ciągle szukałem takiego miejsca na start, aby jak najmniej biegać pod wiatr. Oprócz tych niedogodności generalnie było całkiem ciepło, dzięki czemu pierwszy raz w tym roku biegałem na krótko, co stanowi niewątpliwie miłą odmianą po długie i mroźnej zimie. 

      Na kolejny dzień miałem zaplanowany długi bieg w I zakresie, na który umówiłem się z Maćkiem i Mateuszem. Dla odmiany pobiegliśmy dzisiaj na pętle na nadleśnictwie Borodziej (chyba tak to się nazywa, o ile się nie mylę). Sama pętla ma 5 km, na której znajduje się chyba ponad kilometrowy podbieg, z całkiem niezłym przewyższeniem. Potem jest płasko, natomiast ostatnie 1,5 km jest zbieg, także można powiedzieć wszystkiego po trochu. Jedyny minus (w zimie niewątpliwie to jest plus), to że sama pętla jest asfaltowa, także pomimo że biegamy w lesie, to i tak klepie się po asfalcie. Co ciekawe mimo całkiem ładnej pogody, na kawałku pętli który znajduje się w dolince wciąż leży śnieg, asfalt przebija się jedyne na kawałku wyjeżdżonym przez koła samochodów. Co więcej pętla jest zmierzona, na niektórych odcinkach nawet co 100 m, co stanowi niezłą alternatywę do biegania tam odcinków tempowych, gdyż spokojnie można znaleźć tam ok. 2 km płaskiej trasy, osłoniętej przed wiatrem. Dzisiaj przebiegliśmy 4 takie pętelki, które łącznie z 4,5 km dobiegiem w jedną i w drugą stronę dało 29 km. Dzisiaj biegaliśmy bardzo spokojnie, bez podkręcania tempa, typowe ładowanie akumulatorów. Fajnie jest tak długi trening wykonywać w dobrym towarzystwie, wtedy czas szybciej płynie, no i można nadrobić towarzyskie zaległości, na które nie ma czasu w trakcie tygodnia.  

      Jak widać treningowo całkiem udany weekend. Od tego tygodnia będę z kolei musiał wprowadzić korektę planów, ponieważ kończę w środę późno zajęcia i tak ma być do końca maja... Prawdopodobnie będzie się to się wiązało z koniecznością biegania akcentu w tygodniu samemu, ale cóż, takie życie biegacza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz