Cześć!
Wczoraj miałem bardzo zalatany
dzień, także znów będzie jeden zbiorczy, weekendowy post, zawierający relację z
dwóch treningów jakie odbyłem.
W sobotę miałem jak zwykle w
planie bieganie treningu tempowego. W tym tygodniu zaplanowałem trening schodkowy,
czyli 2 km - 1,5 km - 1 km - 500 m razy 2. Trening ciekawy, z pewnością jest to
fajne urozmaicenie po bieganiu np. 10 x 1km lub 6 x 2km. Przerwy też nie były
równe, bo skracałem je, im krótszy dystans miałem do przebiegnięcia. Najdłużej
trwała przerwa między seriami, co pozwoliło mi utrzymać mniej więcej te same
prędkości na odcinkach bieganych na rosnącym zmęczeniu.
Co jednak najważniejsze wreszcie
mogłem pobiegać na stadionie. W tym celu
umówiłem się w Danielem na 10:30 i od razu udaliśmy się na stadion. Wciąż
wszyscy czekają aż śnieg, a raczej lód odpuści i będzie można spokojnie
pobiegać po lesie. Jak na razie pozostało nam jednak rozgrzać się na stadionie,
krążąc kolejne kółka po zewnętrznych torach. Pogoda w sobotę w Gdańsku była
rewelacyjna, także chyba z tego powodu kto żyw udał się na obiekt Gdańskiego
AWF-u. Szczerze mówiąc to nie liczyłem osób które były na stadionie, ale podejrzewam
że była to liczba w granicach setki lub więcej. Były min. 2 duże grupy
dzieciaków i ich trenerów, którzy wykonywali płotki i ćwiczenia sprawnościowe.
Byli również sprinterzy, którzy biegali jakieś szybkie odcinki w kolcach, a
część ładujące dłuższe odcinki biegane w koło. Ktoś ćwiczył zmiany na krótką
sztafetę, ktoś biegał płotki, także trzeba było mieć oczy dookoła głowy aby nie
doszło do jakiegoś nieszczęścia. Nie są to wymarzone warunki do treningu, ale
nie ma co narzekać, tylko robić swoje. Przyznam
że nie biegało się najłatwiej, tym bardziej że Daniel i ja robiliśmy inne
treningi, tak więc każdy biegał sam. Treningu nie ułatwiał tradycyjny na
Pomorzu w tym okresie mocny wiatr, tak więc ciągle szukałem takiego miejsca na
start, aby jak najmniej biegać pod wiatr. Oprócz tych niedogodności generalnie
było całkiem ciepło, dzięki czemu pierwszy raz w tym roku biegałem na krótko,
co stanowi niewątpliwie miłą odmianą po długie i mroźnej zimie.
Na kolejny dzień miałem zaplanowany
długi bieg w I zakresie, na który umówiłem się z Maćkiem i Mateuszem. Dla
odmiany pobiegliśmy dzisiaj na pętle na nadleśnictwie Borodziej (chyba tak to
się nazywa, o ile się nie mylę). Sama pętla ma 5 km, na której znajduje się
chyba ponad kilometrowy podbieg, z całkiem niezłym przewyższeniem. Potem jest
płasko, natomiast ostatnie 1,5 km jest zbieg, także można powiedzieć
wszystkiego po trochu. Jedyny minus (w zimie niewątpliwie to jest plus), to że
sama pętla jest asfaltowa, także pomimo że biegamy w lesie, to i tak klepie się
po asfalcie. Co ciekawe mimo całkiem ładnej pogody, na kawałku pętli który
znajduje się w dolince wciąż leży śnieg, asfalt przebija się jedyne na kawałku
wyjeżdżonym przez koła samochodów. Co więcej pętla jest zmierzona, na
niektórych odcinkach nawet co 100 m, co stanowi niezłą alternatywę do biegania
tam odcinków tempowych, gdyż spokojnie można znaleźć tam ok. 2 km płaskiej
trasy, osłoniętej przed wiatrem. Dzisiaj przebiegliśmy 4 takie pętelki, które
łącznie z 4,5 km dobiegiem w jedną i w drugą stronę dało 29 km. Dzisiaj
biegaliśmy bardzo spokojnie, bez podkręcania tempa, typowe ładowanie
akumulatorów. Fajnie jest tak długi trening wykonywać w dobrym towarzystwie,
wtedy czas szybciej płynie, no i można nadrobić towarzyskie zaległości, na
które nie ma czasu w trakcie tygodnia.
Jak widać treningowo całkiem
udany weekend. Od tego tygodnia będę z kolei musiał wprowadzić korektę planów,
ponieważ kończę w środę późno zajęcia i tak ma być do końca maja...
Prawdopodobnie będzie się to się wiązało z koniecznością biegania akcentu w
tygodniu samemu, ale cóż, takie życie biegacza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz